– Kuba był wspaniałym człowiekiem, bardzo zasłużonym dla polskiego środowiska filmowego – włącza się Andrzej Wajda. – Wspierał kolegów. Pomógł im doprowadzić do realizacji wiele filmów. Cierpliwie czytał nasze scenariusze, oglądał filmy, oceniał. Spokojny, rozsądny. Zawsze można było na niego liczyć. Był niezastąpiony. Zaznaliśmy wszyscy od niego tak wiele dobra.
Hak na widza
Jako reżyser Morgenstern zadebiutował stosunkowo późno – miał 38 lat, gdy nakręcił „Do widzenia, do jutra". Wcześniej uczył się kina, wnosząc niemało w projekty młodszego o cztery lata Wajdy. Był asystentem, a potem drugim reżyserem przy „Kanale", „Popiele i diamencie" i „Lotnej". W czasie burzy mózgów starali się wymyślać obrazy tak wyraziste, by pozostały z widzem przez lata. – Szukaliśmy – wspominał Morgenstern – plastycznego haka, na którym scena powinna być zawieszona.
Mają go z pewnością: długie ujęcie, które rozpoczyna „Popiół i diament", gdy głos zza kadru przedstawia kolejno bohaterów i wybiegając w przyszłość, mówi, ile każdemu z nich zostało dni życia. I jedna z najsłynniejszych scen polskiego kina – płonący w kieliszkach spirytus; hołd złożony poległym kolegom.
W 2010 roku, przy okazji powtórnej premiery odnowionych cyfrowo najstarszych obrazów – także „Jowity" i późniejszego o kilka lat „Trzeba zabić tę miłość" – Janusz Morgenstern mówił nam: – Są filmy znakomite, ale zapominam o nich po tygodniu. I takie, które może mają błędy, ale zostają w pamięci. To jest istotne.
Umiał chwytać i zapisywać chwile. Był gotowy do coraz to nowych zadań. Jakby dramatyczna przeszłość, której prywatnie nie chciał wspominać, nauczyła go sięgania po to, co niesie życie, i jak najlepszego wykorzystania tego.
Nie udało mu się zadebiutować obrazami wojennymi, chociaż jeszcze w szkole filmowej złożył projekt o Powstaniu Warszawskim. Miał też pomysł na historię o AK-owskim oddziale. Komisja scenariuszowa odrzuciła jednak kolejne jego pomysły, więc wbrew politycznym trendom lansującym przodowników pracy sportretował studenckie życie. Był rok 1960, gdy nakręcił „Do widzenia, do jutra" – obraz z ducha francuskiej Nowej Fali, w PRL rzecz zaskakującą.