Major Henryk Sucharski nie był rosłym mężczyzną o sympatycznej twarzy Skrzetuskiego. Ten schorowany, 41-letni człowiek miał 165 cm wzrostu, był milczący, nerwowy, niezbyt sympatyczny dla podkomendnych oficerów. Może czuł wobec nich kompleksy, bo pochodził z biednej rodziny chłopskiej. Virtuti Militari przyznano mu za odbicie z rąk bolszewików wioski w sierpniu 1920 roku. Ani przedtem, ani potem niczym szczególnym w wojsku się nie wyróżnił.
2 września załamał się po straszliwym nalocie stukasów, kiedy to w rozbitej wartowni nr 5 zginęło zapewne aż sześciu ludzi. Pozostaje tajemnicą, dlaczego chciał się poddać ktoś, kogo w filmie uosabia Michał Żebrowski. Jakby ani aktor, ani reżyser nie wiedzieli, kogo ma zagrać. Tchórza czy bohatera, chorego mazgaja czy odpowiedzialnego za los żołnierzy humanistę? Reżyser dążył zapewne do ucieleśnienia w osobach Sucharskiego i kpt. Franciszka Dąbrowskiego historiozoficznego sporu polskiego „bić się czy nie bić". Ale to nie wyszło, bo poza tym – co się chwali! – starał się... trzymać faktów.
Te zaś dowodzą, że tajemnica Westerplatte zawierała się nie tyle w przeciwstawieniu: odpowiedzialność–całopalna ofiara, ile w odpowiedzi na pytanie, czy dowódcą ma być ktoś małoduszny, kogo stanowisko przerosło, czy urodzony rycerz, wspaniale wyszkolony i odważny, kochany przez żołnierzy?
Dąbrowski, syn polskiego ziemianina i węgierskiej arystokratki, o sześć lat młodszy od Sucharskiego, nie był przedtem na żadnej wojnie. Ale huk bomb i ryk Junkersów nie zrobił na nim większego wrażenia. To był prawdziwy dowódca. Takich we Wrześniu było więcej: obrońca Wybrzeża płk Dąbek, Wizny – kpt. Raginis, Węgierskiej Górki – kpt. Semik i wielu innych polskich, nie wszyscy z herbowej szlachty. Odwagę i determinację obrońców Westerplatte Paweł Chochlew pokazuje uczciwie, a zwykłe w śmiertelnych starciach momenty strachu czynią bardziej prawdopodobną wolę walki pozostałych.
Artyleria załogi Westerplatte składała się z jednej zaledwie armaty 75 mm i dwóch działek ppanc. 37 mm, ale na ponad 200 oficerów, podoficerów i strzelców przypadało aż 18 ciężkich karabinów maszynowych i 23 ręczne. Tego niebywałego nasycenia bronią maszynową nie widać na ekranie. Nie widać też czterech moździerzy 81 mm, które masakrowały napastników aż do zniszczenia podczas nalotu. Wyjątkowy był też skład oddziału: najlepiej wyszkoleni legioniści z elitarnego 4. Pułku Piechoty w Kielcach, o nienagannej postawie obywatelskiej. Kanonada pancernika 1 września i nalot dnia następnego wywarły na niektórych destrukcyjne wrażenie, ale morale szybko wróciło. Film nie pokazał też siły wybuchów pocisków najcięższych dział „Schleswigu-Holsteina" o kalibrze 280 mm i wadze 330 kg każdy.