Bertrand Bonello - rozmowa

Reżyser Bertrand Bonello opowiada Krzysztofowi Kwiatkowskiemu o kreatorze.

Aktualizacja: 08.12.2014 19:16 Publikacja: 08.12.2014 18:45

Bertrand Bonello - rozmowa

Foto: kino świat

Czytaj recenzję filmu

W filmie „Saint Laurent" portretuje pan człowieka, który jest królem życia, a jednak nosi w sobie pustkę.

Bertrand Bonello:

Współpracowniczka Yves'a powiedziała mi: „Zastanawiam się, jak to możliwe, że facet, który miał wszystko, czego potrzeba do szczęścia, nigdy nie był szczęśliwy". Chciałem to samo pytanie zadać w filmie. Depresja może zżerać człowieka, niezależnie od jego statusu.

Sylwetka

W pana obrazie cały świat mody jest wyprany z emocji i wrażliwości.

Próbowałem pokazać zderzenie pustki Saint Laurenta i pustki jego otoczenia. Stale otaczało go mnóstwo ludzi, a jednak czuł się bardzo samotny. Bo w  świecie mody jest coś sztucznego, co sprzyja alienacji. Tworzy się tam zamknięta rzeczywistość, gdzie liczy się tylko piękno i blichtr. Niektórzy twierdzą, że moda to sztuka podrzędna. Ale w podrzędnej sztuce też zdarzają się wielcy artyści. Tacy jak YSL.

I to właśnie pana zafascynowało?

Saint Laurent był jak gwia zda rocka. Wyrazisty, spektakularny i filmowy. Wszyscy znamy jego twarz, świat obiegło też jego ikoniczne nagie zdjęcie. Dlatego postanowiłem zmierzyć się z jego fenomenem. Potem okazało się, że na ten sam pomysł wpadł Jalil Lespert. Ale nie chciałem się z nim ścigać, skończyłem swój obraz później.

Fakt, że powstał drugi film, zmienił coś w pana podejściu do tematu?

Poczułem się bardziej wolny. Mogłem wyrzucić zbędne biograficzne wątki, bo tę lekcję odrobił już Lespert. Jednak pod pewnymi względami byłem w gorszej sytuacji. On miał autoryzację domu mody i dostęp do oryginalnych strojów, my wszystko musieliśmy odtwarzać. Trudniej było nam też dostać się do przyjaciół Saint Laurenta. Ale kilka  osób mi zaufało i to wystarczyło. Kiedy robi się film o prawdziwym bohaterze, w dodatku współczesnym, ludzie zawsze mówią: „Dobrze go znam, on by tak nie zrobił". A ja nie chciałem tworzyć sobowtóra projektanta, tylko pokazać swoją wizję. W kinie nie ma prawdy, są tylko punkty widzenia.

Zdecydował się pan pokazać tylko dziesięć lat z biografii artysty.

Wybrałem czas, który pozwolił mi w pigułce zamknąć całe uniwersum YSL. W 1967 roku był on młodym człowiekiem, który wszystkich zarażał perfekcjonizmem i uwodził charyzmą. W 1977 stał się już na swój sposób stary, zmęczony i wypalony. Ale ta dekada była dla niego niezwykła. Później robił rzeczy piękne, lecz już nie przewracał świata do góry nogami. A ja chciałem opowiedzieć o życiu szalonym: pełnym wielkich namiętności, hedonizmu i żalu, ekstazy i udręki. Ważna była dla mnie też atmosfera epoki.

YSL z pana filmu w gruncie rzeczy niewiele wie o świecie.

Dlatego w jednej ze scen podzieliłem ekran. Po lewej stronie pokazałem historyczne wydarzenia, po prawej projekty Laurenta. Chciałem powiedzieć: „Bądźmy szczerzy. Yves tworzy piękne stroje, ale za oknem ludzie tworzą nowy świat". Przecież koniec lat 60. był czasem wielkiej rewolty, a lata 70. położyły podwaliny naszej współczesności: naznaczonej hegemonią pieniądza, wypranej z bohemy. Widać to nawet w kinie. Pół wieku temu trwał karnawał wolności, kultura należała nie tylko do burżuazji. Do głosu doszła nowa fala, młodzi twórcy ścierali się z  wielkimi mistrzami. Później w kinie władzę przejęły wielkie hollywoodzkie studia i podporządkowały sztukę tyranii biznesu. Identyczny proces przeszła moda. Dziś są oczywiście świetni designerzy, ale zasady gry się zmieniły.

Tęskni pan za bohemą? W „Apollonide. Zza okien domu publicznego" wzdychał pan do dawnych burdeli.

Myślę, że właśnie dlatego zaproponowano mi wyreżyserowanie „Saint Laurenta". Producenci wiedzieli, że zrobię „Apollonide" dziejącą się w świecie mody. Lubię opowiadać o artystach, bo przelewam wtedy na ekran emocje, które są mi bliskie. A tęsknota? Brakuje mi dawnej tolerancji i odwagi poszukiwania nowych rzeczy. Nawet jeśli czasem prowadzi to do  dekadencji. Dlatego w tych dwóch filmach jest podobna nuta smutku.

Myśli pan, że ten smutek pasuje do  naszych czasów?

Tak, bo bardzo się dziś czuje atmosferę upadku. W czasach AIDS i kryzysu ekonomicznego trudno być lekkoduchem. W depresyjnym świecie nie da się zrobić z życia wielkiego party i krzyczeć „Nie myślmy o jutrze". Bo to jutro wciąż nam spędza sen z powiek.

Bertrand Bonello Reżyser, aktor, scenarzysta, kompozytor Urodził  się 11 września 1968 r. w Nicei. Ma wykształcenie muzyczne. Zadebiutował krótkim filmem „Qui je suis" (1996) według autobiografii Pasoliniego. Jest autorem kilku fabuł: „Pornograf" (2001), „Tiresia" (2003), „O wojnie" (2008), „Apollonide. Zza okien domu publicznego" (2011).

Czytaj recenzję filmu

W filmie „Saint Laurent" portretuje pan człowieka, który jest królem życia, a jednak nosi w sobie pustkę.

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Film
Złoty Lew dla „W pokoju obok” Pedro Almodóvara. Tragedia nagrodzonej za rolę kobiecą Nicole Kidman
Film
Michael Keaton wraca do prawdziwego nazwiska. Jak nazywa się aktor?
Film
Rekomendacje filmowe: Tim Burton i Yorgos Lanthimos – dwaj mocarze dzisiejszego kina
Film
Wenecja 2024: Zbrodnie dyktatury i resentymenty
Materiał Promocyjny
Aż 7,2% na koncie oszczędnościowym w Citi Handlowy
Film
„Joker: Szaleństwo we dwoje”. Todd Phillips porusza ryzykowne tony
Materiał Promocyjny
Najpopularniejszy model hiszpańskiej marki