„Amadeusz”, choć w chwili premiery zebrał kilka kąśliwych uwag – zwłaszcza od historyków narzekających na niezgodność fabuły z faktami – jest powszechnie uważany za arcydzieło.
A jednak Milos Forman uległ pokusie, by coś w nim zmienić. Po raz pierwszy pokazał nową wersję filmu w 2002 roku w Berlinie z poprawionym cyfrowo dźwiękiem i kilkoma dodatkowymi ujęciami. Jest wśród nich m.in. rozmowa żony Mozarta, Konstancji, z zawistnym Salierim, a także sekwencja, w której Mozart próbuje uczyć muzyki pannę Schlumberg – kompletne beztalencie.
Te dodatki nie wpływają na odbiór „Amadeusza”. Wydają się wręcz zbędne. Mimo to od wielu lat powstają wersje reżyserskie uznanych tytułów.
Kiedyś stanowiły dla twórców za oceanem narzędzie obrony ich wizji artystycznej przed zakusami producenta. W Hollywood często o ostatecznym kształcie filmu decydują szefowie studiów. Każą reżyserom skracać fabułę, by nie zniechęcić widzów do oglądania. Ofiarą tej polityki padły „Gangi Nowego Jorku” Martina Scorsese, który musiał wyciąć prawie godzinę materiału ze swojej epopei. Przez jakiś czas w Internecie krążyły informacje, że reżyser powetuje sobie stratę w wydaniu filmu na DVD, ale wersja rozszerzona „Gangów...” dotychczas nie powstała.
Producenci wyrzucają również sceny, które mogłyby wpłynąć na podwyższenie kategorii wiekowej lub szokować drastycznością. Kiedy w latach 70. do kin wszedł „Egzorcysta” Williama Friedkina, zabrakło w nim m.in. mrożącej krew w żyłach sceny, w której opętana przez diabła Megan idzie po schodach niczym pająk i pluje krwią. Fragment przywrócono w wersji z 2000 roku.