Niedawno Amerykanie nakręcili „Dzieci Ireny Sendlerowej”. Te obrazy pokazywały, że wielu osobom udało się przeżyć dzięki Polakom, którzy z narażeniem własnego życia ukrywali je i żywili. Ale przedstawiały także rodzimych antysemitów szukających dogodnych okazji do szantażu, zdobycia okupu, wyłudzenia pieniędzy czy kosztowności.
Feliks Falk poświęcił film młodej mieszkance Krakowa, która właściwie przypadkiem pod wpływem impulsu zabrała do domu żydowską dziewczynkę, gdy jej matkę aresztowano w łapance. Joanna w pełni zdawała sobie sprawę, że misja, której się samorzutnie podjęła, jest niemal samobójcza.
Jej poślubiony tuż przed wybuchem wojny mąż zaginął. Nie wiadomo, czy nie żyje, czy też może przebywa w jakimś obozie jenieckim, i np. z powodu utraty pamięci nie może dać znać o sobie. Ona miota się bez celu sama w ogromnym mieszkaniu, z którego w każdej chwili może zostać wysiedlona. Przybycie kilkuletniej Róży z jednej strony wzmaga uczucie strachu przed donosami czy tylko „życzliwymi” radami sąsiadów i znajomych, przed nagłym wtargnięciem Niemców, a nawet rasową nietolerancją własnej rodziny. Ale z drugiej strony wypełnia emocjonalną pustkę, daje namiastkę niespełnionego macierzyństwa, rodzicielskiej miłości.
Joanna ma trochę szczęścia – jej tajemnicę odkryje „dobry” Niemiec (Assböck). Co prawda wykorzysta jej ciało, ale swym odkryciem z nikim się nie podzieli, nawet pomoże w poszukiwaniach męża. Za to żołnierze podziemia, niedociekający przyczyn takiego zachowania, ostrzygą jej głowę na dowód hańby i narodowej zdrady.
Falk nadał swemu skromnemu filmowi wymiar klasycznej tragedii z symbolicznym, wieloznacznym finałem. Wybitną, niezwykle dojrzałą kreację stworzyła w roli tytułowej Urszula Grabowska.