Fabuła filmu sportowego zwykle przebiega wedle wyświechtanego do cna schematu, i to niezależnie od rodzaju dyscypliny. Drużyna outsiderów lub jeden zawodnik, na którego nikt nie chce postawić złamanego grosza, odnosi zaskakujący sukces dzięki trenerskiemu nosowi, ciężkiej pracy i niespodziewanemu wybuchowi talentu.
Czytaj też - Pasjonująca opowieść o klęsce amerykańskich marzeń
Tego typu opowieści mają przede wszystkim pokrzepiać widzów, umacniając w nich przekonanie, że najważniejszy jest sportowy geniusz – magiczne coś pozwalające odróżnić urodzonego zwycięzcę od przegranego.
„Moneyball" Bennetta Millera („Capote") zrealizowany na podstawie książki Michaela Lewisa odcina się od tej tradycji i zmienia perspektywę patrzenia na sport, pokazując jego kulisy. Pojedyncze wygrane, przebłyski formy nie mają znaczenia. Liczy się właściwie dobrana strategia zarządzania.
Dlatego bohaterem „Moneyball" nie jest zawodnik, ale menedżer Billy Beane (Pitt w oscarowej formie), były baseballista, który prowadzi zespół Oakland Athletics w zawodowej lidze baseballu. Biedna drużyna ma niewielkie szanse w starciu z ligowymi gigantami (głównie ze względu na skromne możliwości finansowe), a mimo to wchodzi do fazy play-off. Beane liczy, że dzięki temu w następnym sezonie właściciel sypnie groszem. Jednak najlepsi baseballiści Oakland zostają sprzedani.