Pracy oddawał się do tego stopnia, że dla zyskania funduszy na ukończenie filmu był gotowy zastawić swój dom. I mimo że od jego śmierci minęło już 35 lat, to wciąż uznawany jest za jednego z najwybitniejszych reżyserów w historii. Urodzony w 1899 roku w Londynie artysta zaliczany jest do grona wielkiej trójki reżyserów – obok Charliego Chaplina i Federico Felliniego – którzy mieli kluczowy wpływ na rozwój kina. Hitchcock podobnie jak Chaplin, na początku zawodowej drogi parał się kinem niemym; jednak w odróżnieniu od nieco starszego rodaka, który przez zapędy do bawienia publiczności obrał azymut na komedie slapstickowe, miał zupełnie inną reżyserską wizję. Skoncentrował się na wzbudzaniu w widzach strachu.
- Hitchcock po mistrzowsku prowadził intrygę kryminalną. Jego kryminały miały charakter puzzli, które układają się miarodajnie wraz z nawarstwiającą się fabułą. On działał, jak Agatha Christie w swoich powieściach. Kiedy, w jego filmach, tropiło się zabójcę albo trzeba było ustalić czyjąś tożsamość, to wskazówki były rozsiane wcześniej. To znaczy: widz teoretycznie mógł się domyślać, kto jest zabójcą, po tym co dotychczas zobaczył – mówi Wiesław Kot, krytyk filmowy. – W związku z tym, jeśli chodzi o prowadzenie intrygi, postępował z widzem bardzo fair – dodaje. Pierwszym filmem, który pozwolił wypłynąć Hitchcockowi na szerokie wody był „Lokator" z 1927 roku. Film pokazuje zdolności reżysera w budowaniu napięcia.
- Fabuła oparta jest na historii Kuby Rozpruwacza. Miejscem akcji jest XIX-wieczny Londyn, gdzie grasuje morderca. Autor stworzył histeryczny nastrój: miasto nocą, są też cienie i mgła. Widać tu wpływ ekspresjonizmu niemieckiego – mówi dr Kamil Tomczyk z Uniwersytetu Warszawskiego, ekspert od technik filmowych. – Hitchcock nie tworzył w próżni - dodaje Tomczyk – czerpał z dorobku literatury, sztuki, filozofii, z różnych gatunków filmowych. Zapożyczał niektóre sceny z innych filmów.
W filmie „Urzeczona" z 1945 roku jest scena, w której główny bohater ma sen. Widzi wiele par oczu. Ten motyw wywodzi się z dadaizmu, Hitchcock zapożyczył go z filmu Alberto Cavalcantiego „Mijają godziny" z 1926 roku. Alfred Hitchcock był bardzo czuły na zmiany zachodzące w społeczeństwach zachodnich. Swoje przemyślenia i obserwacje często wplatał do swoich filmów. - W „Sznurze" z Jamesem Stewartem z 1948 roku – mówi Tomczyk - Hitchcock odwołuje się do filozofii Nietzschego, a także do twórczości Dostojewskiego. Stawia pytania: czy człowiek może zabić człowieka bez żadnych konsekwencji, oraz czy jesteśmy w stanie odrzucić sferę moralną i nasze sumienie.
Hitchcock z mistrzowskim wdziękiem wplatał w filmową fabułę nowe wątki. Dbał o to, żeby odbiorca nie poczuł znużenia jego twórczością. - W sposób rewelacyjny stosował on tzw. twista, czyli zakręcenie fabuły – mówi Wiesław Kot. - Fabuła w filmach hitchcockowskich wkręca regularnie, średnio co kwadrans zupełnie zmienia się kierunek intrygi kryminalnej. Hitchcock wykalkulował, że psychika ludzka po oglądaniu przez kilkanaście minut tego samego jest już zmęczona. Zaskoczenie nagłym obrotem sprawy było u niego porcjowane w sposób mistrzowski. Dziś uczy się tego w szkołach filmowych, a on dochodził do tego intuicyjnie.