Stworzenie nowej śmiercionośnej broni, na nieznaną dotąd skalę, trwało trzy lata i kosztowało dwa miliardy dolarów. Cel ataku został starannie wyselekcjonowany. Hiroszima w czasie całego dotychczasowego przebiegu II wojny światowej nie zaznała nalotów i dlatego właśnie została wybrana przez amerykańskie dowództwo, by w pełni przekonać się, jaką moc ma wynaleziona w laboratoriach broń.
Gdy 6 sierpnia 1945 roku o ósmej rano czasu lokalnego, nad miastem pojawiły się trzy amerykańskie samoloty, nie spowodowały paniki wśród mieszkańców. Były to B-29 – największe bombowce amerykańskich sił lotniczych: „Enola Gay" transportujący bombę, „Great Artisee" – urządzenia pomiarowe, a na pokładzie „Necessary Evil" leciał sprzęt fotograficzny.
Kiedy rozbłysło oślepiające światło, nic jednak nie było już takie jak wcześniej. Fala uderzeniowa posuwała się z prędkością jedenastu i pół tysiąca kilometrów na godzinę.
- Myślałem, że umrę – wspomina Sunao Tsuboi, który miał wówczas 20 lat - Byłem cały poraniony. Jak widzicie, niemalże straciłem uszy. Zostały mi krwawiące strzępy. W ciągu pięciu sekund zgładzono 80 tysięcy ludzi. Tysiące ludzi umierały w mękach, a japoński rząd utajnił informację o wybuchu atomowym. Ci, którzy ocaleli, byli zdani wyłącznie na siebie. -
Pamiętam, że dzieci płakały i wołały mamy – opowiada jeden ze świadków wydarzeń sprzed lat. - Skóra od pach do paznokci zwisała im z rąk. W Japonii nazywamy to upiornymi rękoma.