E-auta przyspieszają, ale brak im efektywnej pomocy państwa

Przy niskiej bazie tempo przyrostu liczby elektrycznych samochodów na polskich drogach może się wydawać szybkie. Ale w rzeczywistości do zakupu zniechęca zarówno wysoka cena e-aut, jak i słabo rozwinięta infrastruktura ładowania.

Publikacja: 16.09.2020 09:00

E-auta przyspieszają, ale brak im efektywnej pomocy państwa

Foto: AdobeStock

Szybko rośnie liczba samochodów elektrycznych na polskich drogach. Według danych z końca lipca 2020 r. w Polsce było zarejestrowanych łącznie 13 057 samochodów osobowych z napędem elektrycznym. Przez pierwsze siedem miesięcy 2020 r. przybyło ich 4061 – o 78 proc. więcej niż w tym samym okresie 2019 r. – wynika z tzw. licznika elektromobilności, uruchomionego przez Polskie Stowarzyszenie Paliw Alternatywnych (PSPA) i Polski Związek Przemysłu Motoryzacyjnego (PZPM).

W dodatku tempo rośnie. Miesiąc wcześniej, pod koniec czerwca, liczba rejestracji aut z napędem bateryjnym i hybryd typu plug-in wynosiła 12 271, co w porównaniu z pierwszym półroczem 2019 r. dało wzrost o 65 proc. Przy tym większość z nich (56 proc.) stanowiły samochody czysto elektryczne – 6837, pozostałe to hybrydy ładowane z gniazdka, z zasięgiem na bateriach ograniczonym do 40–50 km. – Pomimo wciąż niskiej bazy wyraźnie widać, że przyrost w parku samochodów elektrycznych jest coraz większy – mówi Jakub Faryś, prezes PZPM.

Dopłaty nie pomogły

Wyniki byłyby prawdopodobnie znacznie lepsze, gdyby w Polsce funkcjonował efektywny program wsparcia rozwoju tego segmentu motoryzacyjnego rynku. Rząd przygotował trzy projekty dopłat mających stymulować sprzedaż: wart 37,5 mln zł program „Zielony samochód" skierowany do osób fizycznych, mający w założeniach dofinansować zakupy 2 tys. aut, do tego program „eVAN" za 70 mln zł, obejmujący dopłaty do elektrycznych samochodów dostawczych, a także program „Koliber", w którym 40 mln zł miało wesprzeć zakup lub leasing tysiąca elektrycznych taksówek wraz z ładowarkami montowanymi na ścianie domu. Wszystkie trzy zakończyły się fiaskiem. Od 26 czerwca, kiedy Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej zaczął przyjmować wnioski o dopłaty, do 31 lipca, w którym upłynął termin ich przyjmowania, złożono w sumie 344 wnioski o wartości 11,2 mln zł, podczas gdy cały program wart był blisko 150 mln zł.

Foto: rp.pl

Niemcy dają więcej

Porażce trudno się dziwić: zachęty okazały się daleko niewystarczające. Zdaniem ekspertów rynku konieczne było zwiększenie maksymalnego pułapu ceny auta obejmowanego wsparciem. Przyjęty limit 125 tys. zł wykluczył z dopłat większość dostępnych w Polsce aut z napędem elektrycznym. Podwyższenia wymagała również kwota samej dopłaty: w pierwotnej wersji jeszcze na początku roku planowano ją na 37,5 tys. zł, ale została obniżona o połowę. To za mało, by zachęcić zarówno firmy, jak i konsumentów do kupowania aut elektrycznych, znacznie droższych niż ich odpowiedniki z napędem tradycyjnym. Zwłaszcza, że w innych krajach państwo dopłaca więcej: Niemcy podniosły niedawno wielkość wsparcia do nawet 9 tys. euro, we Francji wysokość dotacji została podwyższona z 6 do 7 tys. euro, w Rumunii wynosi 10 tys. euro. – Bez dopłat nie ma szans, by sprzedaż samochodów elektrycznych w Polsce ruszyła na większą skalę – mówił „Rzeczpospolitej" Łukasz Paździor, dyrektor zarządzający Mazda Motor Poland.

Wobec wykorzystania w rządowym programie wsparcia niespełna jednej dziesiątej przewidzianego budżetu należy oczekiwać kolejnych prób rozruszania elektromobilnego rynku rządowymi dopłatami. – Wczesną jesienią chcielibyśmy ruszyć z kolejną edycją dla osób indywidualnych, chwilę później wystartuje program dla samorządów, umożliwiający im skorzystanie z subwencji na zakup autobusów elektrycznych – zapowiadał Artur Lorkowski, wiceprezes NFOŚiGW, w sierpniowej rozmowie z Instytutem Samar. Za kilka miesięcy miałby ruszyć program dopłat dla przedsiębiorców.

Brakuje ładowarek

Ale dla rozwoju elektromobilności w Polsce kluczowe znaczenie ma również rozbudowa infrastruktury ładowania. A ta, choć się powiększa, jest wciąż za mała. Liczba stacji ładowania w pierwszej połowie 2020 r. wzrosła do 1194, a liczba ogólnodostępnych punktów ładowania sięgnęła 2258.

Większość ładowarek znajduje się w dużych miastach. Te przy trasach łączących aglomeracje są wciąż nieliczne. Co prawda ładowarki pojawiają się na stacjach paliw Orlenu i Lotosu, ale tylko na kilku trasach. Sieć stacji ładowania buduje także Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad, ale na razie działają nieliczne. W ubiegłym tygodniu uruchomione zostały dwie ładowarki przy autostradzie A4 – pojawiły się w Miejscu Obsługi Podróżnych Wierzbnik w rejonie Brzegu. Jeszcze w tym roku mają być otwarte kolejne stacje przy A4 oraz przy drodze ekspresowej S8. Przed końcem grudnia GDDKiA planuje ogłoszenie przetargów na kolejne miejsca montażu ładowarek. W sumie będzie to ok. 40 lokalizacji, w tym przy autostradach A1, A2 i A4 oraz przy drogach ekspresowych S3, S7 i S8.

Przetargi na budowę stacji ładowania mają zapewnić możliwość ładowania e-aut na najważniejszych polskich odcinkach europejskiej sieci TEN-T. Na początku ubiegłego roku GDDKiA zapowiadała, że system ładowania samochodów elektrycznych na pozostałych autostradach i drogach ekspresowych osiągnie pełną funkcjonalność w roku 2023. Pod uwagę wzięto w sumie 159 MOP.

UE wsparła polski rynek e-busów

Jak dotąd najszybciej rosnącym segmentem elektromobilnego rynku w Polsce jest miejski transport autobusowy. To efekt wsparcia zakupów z funduszy UE. Jak podaje branżowy portal Infobus, już w pierwszym kwartale 2020 r. do miast trafiło 67 nowych e-busów, podczas gdy w całym ub. roku – 55. Według firmy analitycznej JMK obecnie w trakcie dostaw jest 338 elektrobusów, w przetargach – 34, a z zapewnionym finansowaniem – kolejne 64 elektrobusy. W rezultacie do 2022 r. na ulice wyjedzie ich 436. Obecnie liderem jest Warszawa: w pierwszej połowie 2020 r. jeździło tam 60 elektrobusów. ?

Szybko rośnie liczba samochodów elektrycznych na polskich drogach. Według danych z końca lipca 2020 r. w Polsce było zarejestrowanych łącznie 13 057 samochodów osobowych z napędem elektrycznym. Przez pierwsze siedem miesięcy 2020 r. przybyło ich 4061 – o 78 proc. więcej niż w tym samym okresie 2019 r. – wynika z tzw. licznika elektromobilności, uruchomionego przez Polskie Stowarzyszenie Paliw Alternatywnych (PSPA) i Polski Związek Przemysłu Motoryzacyjnego (PZPM).

W dodatku tempo rośnie. Miesiąc wcześniej, pod koniec czerwca, liczba rejestracji aut z napędem bateryjnym i hybryd typu plug-in wynosiła 12 271, co w porównaniu z pierwszym półroczem 2019 r. dało wzrost o 65 proc. Przy tym większość z nich (56 proc.) stanowiły samochody czysto elektryczne – 6837, pozostałe to hybrydy ładowane z gniazdka, z zasięgiem na bateriach ograniczonym do 40–50 km. – Pomimo wciąż niskiej bazy wyraźnie widać, że przyrost w parku samochodów elektrycznych jest coraz większy – mówi Jakub Faryś, prezes PZPM.

Pozostało 83% artykułu
Ekonomia
Chcemy spajać projektantów i biznes oraz świat nauki i kultury
Ekonomia
Stanisław Stasiura: Harris kontra Trump – pojedynek na protekcjonizm i deficyt budżetowy
Ekonomia
Rynek kryptowalut ożywił się przed wyborami w Stanach Zjednoczonych
Ekonomia
Technologie napędzają firmy
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Ekonomia
Od biznesu wymaga się odpowiedzialności