Polskie restauracje w Londynie

Polskie restauracje coraz lepiej widać na kulinarnej mapie Wielkiej Brytanii. Poza gołąbkami i schabowym proponują Anglikom barszczowe martini

Publikacja: 04.11.2010 05:21

W sklepach z polskim jedzeniem, takich jak Polish Specialities w Londynie, tylko połowę klientów sta

W sklepach z polskim jedzeniem, takich jak Polish Specialities w Londynie, tylko połowę klientów stanowią Polacy

Foto: Fotorzepa, Kamilla Staszak Kamilla Staszak

Barszczyk (beet soup) lub pierogi (dumplings) na przystawkę, bigosik (sauerkraut-and-meat stew) lub gołąbki (cabbage rolls) na główne, a na deser pączki (doughnuts) lub drożdżówki (yeast-cakes) – oto w czym ostatnio gustują Brytyjczycy w Londynie. Nie zapominają także o polskiej wódeczce (vodka) i piwie (beer) zagryzanych naszą rodzimą szyneczką (ham) lub kiełbasą (sausage).

Razem z falą polskiej emigracji wpłynęły na brytyjskie stoły polskie produkty. W niektórych supermarketach wydzielono nawet osobne półki, na których królują sprowadzane z naszego kraju soki owocowe, kiszone ogórki, przetwory warzywne, czekolady i słodycze, wędliny i oczywiście napoje wyskokowe. Kupują je nie tylko rodacy i nie tylko dlatego, że są tańsze.

– Polskiej suchej kiełbasy spróbowałem u znajomych Polaków. Robiliśmy międzynarodową imprezę i każdy miał przynieść specjał narodowy. Polską wódkę już znałem wcześniej, bo to wasz najlepszy towar eksportowy. Wędlinami się zachwyciłem! – opowiada „Rz” Mike spotkany przed sklepem Polanka, gdzie mieści się także maleńka restauracja (www.polanka-rest.com), na londyńskim Hammersmith.

Sprzedawczyni, pani Ania, twierdzi, że nasi rodacy stanowią 50 proc. klientów, reszta to Anglicy, Litwini, Ukraińcy i inni emigranci. Hindusi z okolicy przychodzą po polski chleb, który im smakuje bardziej od angielskiego. Osoby robiące tu zakupy znają polskie smaki np. z wycieczki do Krakowa (najczęściej). Coś im tam zasmakowało i teraz szukają tego samego u siebie, by poczęstować przyjaciół. 

W Wielkiej Brytanii, imperium postkolonialnym, można znaleźć wszelkie smakołyki świata. Sklepy z egzotycznymi produktami są w każdym brytyjskim mieście. Sklepy polskie powstały nie tylko w Anglii, ale także Irlandii i Szkocji, wszędzie tam, gdzie dotarła polska emigracja po wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej i otwarciu rynku pracy. Za chlebem.

Jednak polskie dania obecne są w Wielkiej Brytanii od dawna, wylądowały z wcześniejszymi emigrantami. Jedną z pierwszych restauracji polskich na Wyspach jest otwarta w 1947 roku Daquise (20 Thurloe Street, SW7) w pobliżu Instytutu Polskiego i Muzeum im. gen. Sikorskiego. Tutaj spotykała się na niekończących się rozmowach nasza powojenna emigracja, a przedstawiciele londyńskiego rządu zastanawiali się, jak wywalić komunistów z Polski. Miejsce jest pełne historii. Niestety menu jakby zatrzymało się w czasie, zamiast ewoluować i przyciągać wybredną angielską klientelę czy nowych polskich emigrantów o międzynarodowym podniebieniu. Krytyk kulinarny „Independenta”, Terry Durack stwierdził, że jedzenie w Daquise, podobnie jak klientela, zatrzymało się na latach 70., ale pochwalił swojską atmosferę.

W 1986 roku Ewa Michalik, która emigrowała z Polski jeszcze w latach 70. i w Londynie studiowała farmakologię, otworzyła restaurację Patio 5 (www.patiolondon.com). – Początki były bardzo trudne, bo Anglicy wręcz bali się polskiego jedzenia! Nikt do naszego kraju w tamtym czasie na wakacje nie jeździł jak do Włoch, Hiszpanii czy nawet dalekiej, także pod względem gustów kulinarnych, Tajlandii. Powszechna była opinia, że jemy tylko kapustę i ziemniaki! – mówi w rozmowie z „Rz”.

Miejscami, które obecnie chwalą krytycy kulinarni dziennika „The Times” i magazynu „Time Out”, są restauracje Baltic oraz Wodka. Należą one do modnych miejsc na kulinarnej mapie stolicy Wielkiej Brytanii. Odwiedzane są równie chętnie przez angielską klasę średnią, jak i zamożniejszych emigrantów z Polski, którym udało się tutaj znaleźć dobrze płatną pracę.

– Mój ojciec był pilotem w czasie II wojny światowej, następnie osiadł w Londynie i otworzył jedną z pierwszych polskich restauracji. Niestety jeszcze do całkiem niedawna opinia o polskiej kuchni nie była najlepsza. Uważano, że potrawy z Europy Wschodniej są ciężkostrawne i nudne. Spojrzenie zmieniło się w czasie ostatnich kilku lat. Można nawet mówić o prawdziwym boomie na polskie jedzenie – mówi w rozmowie z „Rz” Jan Woroniecki, właściciel obu restauracji w Londynie, które serwują tradycyjne polskie i wschodnioeuropejskie potrawy.

To, w jaki sposób przyrządzane są tutaj nasze powszechnie znane dania, może służyć za wzór. Poza unowocześnieniem sposobu ich przyrządzania, wszystkie dania poddano odchudzeniu – są lżejsze i mniej kaloryczne. Uwagę przyciąga także sposób ich podawania. To, co na talerzu, musi poruszać wszystkie zmysły. Surowe i eleganckie wnętrze restauracji zaaranżował znany architekt Seth Stein.  

– Każda pozycja w menu ma swoje korzenie w regionalnej kuchni tradycyjnej, ale jest dostosowana do gustów kosmopolitycznych londyńczyków, którzy z niejednego pieca chleb jedli pod różnymi szerokościami geograficznymi. – mówi Jan Woroniecki .

W jego kuchni podstawą są dania tradycyjne, jak bigos, pierogi czy kaszanka, ale z „dodatkiem szczypty finezji”. Efekt końcowy czasami jest dosyć zaskakujący. To samo dotyczy podawanych wódek domowych lub koktajli alkoholowych, które są wariacją wokół polskich smaków i produktów i oczywiście naszej słynnej wódki.

– Do moich restauracji nie przychodzi się na obiadki niedzielne jak u mamusi, ale na polską przygodę kulinarną – wyjawia sekret powodzenia swoich restauracji Woroniecki.

[ramka][srodtytul]Restauracja Baltic w Londynie[/srodtytul]

Na uwagę zasługują:

Przystawki: Kaszanka z czerwoną kapustą i purée gruszkowym (6,50 £); sałatka śledziowa z jabłkami, buraczkami i śmietaną (6,50 £); pierogi, tzw. ruskie, czyli z ziemniakami i białym serem lub wieprzowiną i bekonem lekko podsmażone (mała porcja 5,90 £, duża 9,50 £); dania główne: schabowy z mizerią i młodymi ziemniaczkami (14,40 £); deser: Sernik z białą czekoladą (5,50 £); domowe wódki: z bazylii, czarnej porzeczki, karmelowa, koperkowa, chrzanowa, waniliowa (pięćdziesiątka kosztuje 3,25 £, karafka 25cl – 29 £); koktajle: Beetroot Martini (Barszczowe Martini) – wódka Wyborowa z sokiem z buraczków i cytryn, sosem sojowym oraz przyprawami (9 £), Krzakowka – wódka Babicka z sokiem ananasowym i selerowym, likierem Velvet Falernum oraz pianą z białek (9 £), Mon Cherrie Cooler – domowa wiśniówka ze świeżym sokiem z marakui, jabłek i czekoladowym likierem Mozart (9 £). [/ramka]

[i]Kamilla Staszak z Londynu [/i]

Materiał Promocyjny
Porównywarka finansowa, czyli jak szybko wybrać najlepszy produkt bankowy
Ekonomia
Świetny debiut Diagnostyki na GPW. Akcje mocno w górę
Ekonomia
Zielona energia z morskiej farmy Baltica 2 popłynie już za dwa lata
Ekonomia
Bezpieczne ferie z Wojażerem
Materiał Promocyjny
Weekendowe Nadania od InPost – usprawnij logistykę Twojej firmy