„Rz” apeluje o szybsze postępy w cyfryzacji

Uczestnicy debaty „Rzeczpospolitej” poparli nasze postulaty zebrane pod hasłem „Cyfrowa Polska”

Aktualizacja: 07.05.2012 02:10 Publikacja: 07.05.2012 02:09

Trzeba tak zmienić prawo autorskie i inne, by były respektowane, ale także, by w sieci istniała otwa

Trzeba tak zmienić prawo autorskie i inne, by były respektowane, ale także, by w sieci istniała otwartość | Michał Boni, minister administracji i cyfryzacji

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

„Rz" apeluje o zrównanie stawki VAT na książki papierowe i elektroniczne, o zaostrzenie kar za kradzież własności intelektualnej, o likwidację prawa prasowego, cyfryzację urzędów i bibliotek do 2013 roku, ale też o powołanie sądu patentowego oraz otwarcie publicznych baz danych.

Michał Boni, minister administracji i cyfryzacji, zapowiedział, że rząd podejmie próbę obniżenia stawki VAT na e-booki do poziomu takiego jak na wydania papierowe. Inicjatywę poparła Iwona Śledzińska-Katarasińska, przewodnicząca Sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu. – Sama pozostanę przy czytaniu papierowych książek, ale nie widzę żadnego powodu, by rozróżniać te stawki – potwierdziła.

Na ratunek e-bookom

Zgodnie z zapisami unijnej dyrektywy o VAT w Polsce stawka podatku na wydania elektroniczne wynosi 23 proc., podczas gdy na książki papierowe 5 proc. Załącznik do tzw. dyrektywy o VAT precyzuje bowiem, że w państwach UE obniżone stawki mogą dotyczyć książek i prasy wydawanych na nośnikach fizycznych. Usługi świadczone drogą elektroniczną, do których zaliczają się e-booki, objęte są stawką podstawową. – Można zacząć od zmiany definicji e-booka, który dziś jest usługą. Tym tropem poszła Francja – mówił Michał Boni, który zapowiedział także stopniowe otwieranie publicznych baz danych oraz dalszą cyfryzację bibliotek i urzędów.

– Chcielibyśmy dokonać zasadniczej redefinicji tego, jak w cyfrowym państwie powinna wyglądać relacja między administracją i obywatelem – stwierdził. Powstająca teraz nowelizacja ustawy o informatyzacji będzie mówiła, które spośród spraw urzędowych będzie można załatwić cyfrowo. – Dziś w wielu obszarach nie ma takiej możliwości, bo w licznych instytucjach dokumenty cyfrowe nie są jeszcze przyjmowane – przyznawał Boni.

Jak dodał, docelowo wszystkie przepisy i projekty państwowe będą tworzone online, dzięki czemu ograniczona zostanie możliwość powstawania patologii prawnych. – Ale żeby to mogło zaistnieć, powinny zostać otwarte zasoby publiczne i umożliwiony powszechny dostęp do informacji. W ustawie o dostępie do informacji publicznej przyjętej w ubiegłym roku – tej, która skupiła uwagę na artykule mówiącym o ograniczeniu dostępu w wybranych przypadkach – zapisaliśmy, że dostęp do informacji publicznej ma charakter bezwarunkowy i bezpłatny także przy ich wtórnym wykorzystaniu, co działa dziś w niewielu krajach – mówił Boni.

Na podstawie tych samych przepisów ma powstać w Polsce repozytorium, w którym na początku udostępniane będą dane statystyczne zbierane przez GUS (ma się to stać do końca roku). Kolejne będą pochodzące z resortu finansów i samorządów informacje o finansach publicznych. – W najbliższych dniach podamy też do publicznej wiadomości założenia do ustawy o otwartych zasobach, która pokaże, jak w ciągu najbliższych trzech – pięciu lat Polska będzie otwierała swoje zasoby w zakresie nauki, edukacji i kultury – podał Boni.

Osobną kwestią jest cyfryzacja urzędów i bibliotek. – Urzędy tak naprawdę w wielu dziedzinach są już scyfryzowane. Problem polega na tym, by jeszcze porozumiewały się ze sobą w cyfrowy sposób – mówił Boni.

Cyfrowo zapóźnieni

Opieszałość w unowocześnieniu administracji i prawa wytykał rządowi Przemysław Wipler, poseł PiS, założyciel Fundacji Republikańskiej. – W krajach anglosaskich obywatele mogą zbierać środki, organizując np. zbiórki w Internecie. W Polsce jest to nielegalne. To się oczywiście zdarza, ale jeśli państwo się taką osobą zainteresuje, a był taki przypadek, zostaje ona ukarana za żebractwo – wytykał.

Michał Boni bronił się, że rozwiąże to nowelizacja ustawy o działach w administracji rządowej. – Pozwoli przenieść tę kwestię pod auspicje MAiC, a my mamy gotowe rozwiązanie, dzięki któremu takie działania staną się legalne – zapewniał.

Wipler wytykał też, że w Polsce wydatki na e-administrację wręcz spadają. – Wśród państw OECD średnio 11 proc. kosztów przeznaczanych na działalność aparatu państwowego idzie na utrzymywanie narzędzi informatycznych. W przypadku Polski w 2008 r. było to 5,6 proc., by w trakcie roku spaść do 2,9 proc. – mówił.

Duża część debaty dotyczyła prawa autorskiego. – Nasze prawo jest bardzo analogowe. Takie zawarte w nim terminy, jak egzemplarz, oryginał, kopia – odnoszą się do fizycznych nośników. Pojawia się pytanie, co jest kopią w dobie powszechności Internetu. Jeśli połączymy to z zapisami ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną, mamy poważny problem – mówił Piotr Żuchowski, wiceminister resortu kultury i dziedzictwa narodowego.

Jak dodał, w związku z tym nie da się też właściwie zdefiniować zasady dozwolonego użytku. – Pojedynczy autor nigdy nie będzie w stanie wyegzekwować w Internecie swoich praw, bo nie będzie go na to stać – mówił. Żuchowski tłumaczył, że stworzenie w sieci instrumentarium do filtrowania jest ogromnie trudne. – W „normalnym", analogowym świecie funkcjonuje gospodarka towarowo-pieniężna. Gdy w grę wchodzi szerokopasmowy dostęp do Internetu, wszystko się zmienia – mówił. – Pytanie, jak filtrować Internet, by nie naruszać w nim wolności.

Po publicznym buncie przeciwko ACTA problemem jest też znalezienie właściwego sposobu chronienia praw twórców i firm w Internecie. Zdaniem Wiesława Podkańskiego, prezesa Izby Wydawców Prasy, niemożliwe jest znalezienie dziś takiego sposobu kontrolowania sieci, z którego zadowoleni byliby i internauci, i twórcy. – Mam nadzieję, że ta debata przesunie nas od bełkotu o kulturotwórczej roli piractwa. Izba Wydawców Prasy od dawna sugeruje zmiany w prawie autorskim. Nie chcemy rewolucji, tylko właśnie doprecyzowania definicji kopii i oryginału, a przede wszystkim – dozwolonego użytku prywatnego – mówił Podkański.

Mecenas Robert Małecki, wspólnik w kancelarii Karniol Małecki i Wspólnicy, podkreślał, że polskie prawo autorskie nie jest niedoregulowane, ale ze względów technicznych nie jesteśmy w stanie go skutecznie egzekwować. – Zgodnie z naszymi przepisami tak długo, jak twórca nie przeniesie na kogoś praw lub nie udzieli zgody na wykorzystanie swojego utworu, nie można z niego korzystać – zauważył. Dodał, że może lepszym rozwiązaniem niż kontrolowanie dostępu do treści w sieci byłoby zabezpieczenie interesu twórców.

Problemem prawnym w Internecie jest zezwalające na zbyt wiele prawo do cytatu. – Dziś wygląda to tak, że właściwie cytować można wszystko i dowolnie. Dzięki temu można np. w godzinę skonstruować w Internecie gazetę, przetykając ją właśnie „cytatami" – zauważył. Jego zdaniem wystarczyłoby, aby wydawcy przy każdym tekście w gazecie pisali np., że dalsze rozpowszechnianie jest niedozwolone. Według Wiesława Podkańskiego byłoby to jednak dla wydawców kłopotliwe.

Sposób na nielegalne treści

Nieuprawnione wykorzystywanie treści w sieci może zdaniem Michała Boniego ukrócić znana już na innych rynkach procedura „notice and takedown", którą wprowadza do ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną najnowsza nowelizacja (jest już po konsultacjach, czeka na obrady rządu).

– Nasz projekt dodaje pewne narzędzia. Jeśli dziś zauważę, że na jakimś portalu jest fragment mojego dzieła, mogę wystosować w tej sprawie pismo lub droczyć się z pośrednikiem. Według nowego modelu będę mógł przedstawić dowód potwierdzający moje prawa do materiału, a pośrednik będzie miał 72 godziny na uznanie (lub nie) moich racji i zdjęcie materiału. To dotyczy też pomówień itd. Dziś podobne procesy trwają dwa, trzy lata. Czyszczenie YouTube'a w USA było możliwe właśnie dlatego, że istnieje tam procedura „notice and takedown" – przekonywał Boni. Wydawcy zauważali jednak, że choć w przypadku filmów czy muzyki ten system może mieć sens, dla publikacji z dziennika 72 godziny to wciąż zbyt długo – w tym czasie tekst, który w gazecie żyje jeden dzień, zdąży obiec cały Internet.

Minister Boni nie sprzeciwił się nawet naszemu pomysłowi likwidacji prawa prasowego. – Jeśli tego typu mechanizm obrony mógłby się znaleźć w jakichś innych przepisach, to bardzo proszę, ale uważam, że jednak one powinny funkcjonować  – powiedział, odnosząc się do zapisów prawa prasowego umożliwiających bohaterom tekstów obronę w przypadku krzywdzących publikacji.

Jak przyznała Iwona Śledzińska-Katarasińska, obecnie w kierowanej przez nią komisji nie ma żadnego projektu związanego z postulatami „Rz".

„Rz" apeluje o zrównanie stawki VAT na książki papierowe i elektroniczne, o zaostrzenie kar za kradzież własności intelektualnej, o likwidację prawa prasowego, cyfryzację urzędów i bibliotek do 2013 roku, ale też o powołanie sądu patentowego oraz otwarcie publicznych baz danych.

Michał Boni, minister administracji i cyfryzacji, zapowiedział, że rząd podejmie próbę obniżenia stawki VAT na e-booki do poziomu takiego jak na wydania papierowe. Inicjatywę poparła Iwona Śledzińska-Katarasińska, przewodnicząca Sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu. – Sama pozostanę przy czytaniu papierowych książek, ale nie widzę żadnego powodu, by rozróżniać te stawki – potwierdziła.

Pozostało 92% artykułu
Ekonomia
Stanisław Stasiura: Harris kontra Trump – pojedynek na protekcjonizm i deficyt budżetowy
Ekonomia
Rynek kryptowalut ożywił się przed wyborami w Stanach Zjednoczonych
Ekonomia
Technologie napędzają firmy
Ekonomia
Od biznesu wymaga się odpowiedzialności
Materiał Promocyjny
Big data pomaga budować skuteczne strategie
Ekonomia
Polska prezydencja to szansa, by zostać usłyszanym
Materiał Promocyjny
Seat to historia i doświadczenie, Cupra to nowoczesność i emocje