Jak pan, doświadczony kolekcjoner, przygotowuje się do zakupu?
Klient ma prawo znać pochodzenie dzieła sztuki i jego sprawdzalną historię. Zwłaszcza przy obiektach drogich, inwestycyjnych, ważne jest ustalenie, że informacje na pewno dotyczą tego samego przedmiotu, a nie autorskiej repliki lub kompozycji o zbliżonym wyglądzie, ale namalowanej w innym okresie twórczości danego malarza. Jeżeli nie mam informacji o pochodzeniu, to przy najmniejszych wątpliwościach rezygnuję z zakupu.
Na przykład na podstawie „Dziennika" Tadeusza Makowskiego można dość dokładnie policzyć, ile obrazów sprzedał we Francji i komu. Jeśli po 1989 roku stale przywożono ze świata coraz to więcej obrazów, powinno to budzić oczywiste wątpliwości. Jeśli nagle w Zielonej Górze odkryto całkiem nieznany obraz artysty, to nabywca powinien być ostrożny. Telefonuję po świecie, piszę listy, osobiście sprawdzam.
Pan, mocno zapracowany prawnik, ma czas, żeby po świecie tropić losy oferowanego panu obrazu?
To obowiązek nabywcy, ale także wielka frajda! Ilu ciekawych ludzi przy okazji poznałem. Na tym polega urok kolekcjonowania. Jest coś takiego, przynajmniej w świecie, jak kultura kolekcjonerska. Polega ona przede wszystkim na stałym uczeniu się.
Spotyka pan kolekcjonerów lub miłośników sztuki, którzy padli ofiarą patologii na rynku, bo nie wykazali należytej staranności przy zakupie?
Tak. Sporo jest takich kolekcji, złożonych z falsyfikatów lub rzeczy wątpliwych.
Może patologie wynikają z faktu, że nasz rynek jest bardzo młody?
O tym, że jest młody, mówiliśmy 20 lat temu, 15 lat temu... Wszystkie mechanizmy zostały już przećwiczone, w tym oczywiste zagrożenia. Czas na wyciągnięcie praktycznych wniosków z doświadczeń.
CV
Jerzy Stelmach
, prawnik, filozof, kolekcjoner. Profesor zwyczajny, kierownik Katedry Filozofii Prawa i Etyki Prawniczej UJ, doktor honoris causa uniwersytetów w Heidelbergu i Augsburgu.