Wizytę, którą już tydzień temu sygnalizował „New York Times”, w nocy z niedzieli na poniedziałek czasu warszawskiego oficjalnie potwierdziła rzeczniczka Białego Domu Jen Psaki. Nie wszystkie jej punkty są już dograne.
Wiadomo, że Joe Biden przyleci do polskiej stolicy w piątek z Brukseli, gdzie dzień wcześniej będzie uczestniczył w szczycie NATO, UE i G7. Po spędzeniu nocy w Warszawie spotka się z Andrzejem Dudą. Jak powiedziała Psaki, tematem ma być przede wszystkim kryzys humanitarny spowodowany rosyjską inwazją na Ukrainę.
Czytaj więcej
Prezydent USA, Joe Biden, przyjedzie do Warszawy 25 marca - informuje w komunikacie prasowym Biały Dom.
Być może Biden wygłosi przemówienie. Zapewne spotka się też z uchodźcami, jednak jest mało prawdopodobne, aby udał się na polsko-ukraińską granicę. Zdecydował się na to kilkanaście dni temu sekretarz stanu Antony Blinken, który w towarzystwie szefa ukraińskiej dyplomacji Dmytra Kułeby na znak solidarności na chwilę przeszedł na terytorium Ukrainy. Psaki z góry zapowiedziała, że Biden do Ukrainy się nie uda. Jego obecność na pograniczu byłaby więc w tej sytuacji niezręczna. Jeszcze w czasie weekendu rozważano, czy Biden z Warszawy poleci do drugiego kluczowego kraju flanki wschodniej NATO – Rumunii. Teraz wiadomo już jednak, że z Polski bezpośrednio poleci do Waszyngtonu.
Bez udziału NATO
Odmowa udania się do Ukrainy to część szerszej idei jasnego wyznaczenia czerwonej linii odnośnie solidarności z Kijowem, której przekroczenie zdaniem Amerykanów mogłoby doprowadzić do bezpośredniej konfrontacji z Rosją. Tym bardziej, że CIA obawia się niekontrolowanej reakcji Władimira Putina, jeśli poczuje, że jest w coraz trudniejszej sytuacji. Poza możliwością użycia przez Rosjan broni chemicznej czy nawet jądrowej mówi się m.in. o opcji zniszczenia przez Specnaz ważnych obiektów infrastrukturalnych na terenie Polski, do czego Kreml by się jednak nie przyznał. To pozwoliłoby Putinowi na przetestowanie gwarancji bezpieczeństwa NATO.