Rok 2022 moglibyśmy z powodzeniem uznać za jeden z najtrudniejszych w ciągu ostatnich dekad. Kryzys energetyczny, jaki rozpętał się jeszcze jesienią 2021 r. – być może jako sygnał ostrzegawczy Kremla dla Zachodu – wraz z wybuchem wojny w Ukrainie i nałożeniem na Kreml sankcji tylko się wzmógł. W pełni ujawniły się też wieloletnie zaniedbania i lekceważenie kwestii energetycznych przez kolejne ekipy rządzące Polską.
W najbliższych miesiącach jednak kryzys nie będzie bardzo dotkliwy. Głównie za sprawą zatwierdzonego w ostatnich tygodniach zamrożenia cen energii elektrycznej dla kilku grup odbiorców: gospodarstw domowych, małych i średnich firm czy odbiorców wrażliwych – szkół czy szpitali. Pośrednio jednak sytuacja będzie się odbijać na innych naszych rachunkach. – Jeżeli wspiera się gospodarstwa domowe, to koszt takiej polityki zostanie przerzucony na firmy, które podniosą ceny produktów, co przełoży się na kolejny impuls inflacyjny na poziomie całej gospodarki – kwitował na naszych łamach ekonomista z UW prof. Andrzej Cieślik.
Pogoń za kopalinami
Ale czy nie ma szans, by energia taniała? Niestety, są co najwyżej mizerne – głównie za sprawą naszego uzależnienia od kopalin. Odczuwalne dla rynku energetycznego i poziomów cen na nim zmiany to perspektywa co najmniej kilku lat – w scenariuszu optymistycznym – lub kilkunastu czy nawet 20 w pesymistycznym. Ale po kolei.
W 2021 r. Europa kupiła na Wschodzie 51,6 mln ton węgla, 155 mld m sześc. gazu i pompowała jakieś 2,2 mln baryłek ropy dziennie (plus 1,2 mln baryłek dziennie innych produktów rafinowanych). Rosyjskie koncerny zdobywały rok po roku coraz większy udział w europejskim imporcie, sięgający nawet poziomów kilkudziesięcioprocentowych. Nic zatem dziwnego, że wprowadzenie embarga na rosyjskie surowce – dodatkowo wzmocnione zakręcaniem przez Rosjan gazowego i naftowego kurka w odpowiedzi na unijne sankcje – wstrząsnęło rynkami.
Wstrząs miał w dużej mierze charakter psychologiczny: eksperci znali realia rynku – sympatie geopolityczne innych eksporterów, zapas ich mocy wydobywczych, poziom wykorzystania infrastruktury przesyłowej, a wreszcie kondycję poszczególnych branż (bo nie ukrywajmy, branże węglowa i naftowa były w odwrocie). Na rynku przewidywano, że kontynent pogrąży się w energetycznym chaosie – już po gwałtownym skoku cen gazu jesienią 2021 r. nastąpił gwałtowny zwrot ku tańszym surowcom, zwłaszcza chodzi tu o powrót do węgla. A tu po kilku miesiącach Europa raptownie odcina się od alternatyw – to musiało się źle skończyć.