Nieuznanie przez SN prawa do życia w czystym środowisku za dobro osobiste nie oznacza bagatelizowania problemu?
Tak. Wyrok SN z 1975 r. jasno wskazał, że samo prawo do nieskażonego środowiska nie jest dobrem osobistym w rozumieniu art. 23 k.c., ale może podlegać ochronie w trybie art. 24 k.c., jeśli bezprawne skażenie środowiska prowadzi do naruszenia jednego z dóbr osobistych. Prawo do życia w czystym środowisku jest chronione jako prawo „współistniejące". Przy takiej wykładni, aby sięgnąć po ochronę z art. 24 k.c., nadal należałoby wykazać, że stan skażonego środowiska wynika z bezprawnych działań i zaniechań naruszyciela i doprowadził lub może doprowadzić do naruszenia choćby jednego z dóbr osobistych. Pamiętajmy, że ich katalog z art. 23 k.c. nie jest zamknięty. W procesie rozwoju czy zmian stosunków społecznych w drodze wykładni można wyodrębnić kolejne.
Jakie byłyby skutki twierdzącej odpowiedzi SN?
Tak określone dobro osobiste wskutek pozwu każdego z nas mogłoby podlegać indywidualnej ochronie sądowej w trybie art. 24 k.c., i to nie tylko co do żądania zadośćuczynienia finansowego, ale i nakazania naruszycielowi usunięcia skutków naruszenia. Gdy istotą postulowanego dobra będzie osobiste prawo oddychania „czystym" powietrzem, to trzeba natychmiast likwidować „brudne" źródła i nośniki energii albo nakazać zastąpienie ich „czystymi" rozwiązaniami. Już na tym etapie każdy może żądać czegoś innego. Gdy w jakimś mieście głównym źródłem zanieczyszczenia powietrza są dwie elektrownie węglowe, jedyną czynnością, która szybko i trwale usunie skutki, będzie nakaz ich zamknięcia. Czy o tym mają decydować sądy rozstrzygające spory o ochronę dóbr osobistych? A co z mieszkańcami, którzy po zamknięciu „brudnych" elektrowni zostaliby bez prądu? Jeśli chce się wprowadzić do systemu prawnego – nawet w drodze wykładni – nowe dobro osobiste, to należy brać pod uwagę wszystkie tego skutki i konsekwencje. Jeżeli dane prawo wprowadzi się do katalogu dóbr osobistych, to później nie da się go chronić nieskutecznie czy pozornie.
Co w przypadku przyjęcia finansowej odpowiedzialności Skarbu Państwa?
Skutkiem byłyby indywidualnie zasądzane zadośćuczynienia ze środków publicznych, czyli ze środków nas wszystkich. Te osoby, które zdecydują się na wytoczenie powództwa przeciwko Skarbowi Państwa, uzyskają środki finansowe pochodzące od osób pokrzywdzonych w takim samym stopniu. Gdyby pozywanie Skarbu Państwa w tzw. sprawach smogowych stało się powszechne i np. kilka milionów Polaków uzyskałoby wyroki przewidujące zapłatę przez Skarb Państwa zadośćuczynień w kwotach od 5000 do 10 tys. zł, to problem by zniknął, ale na zupełnie innej płaszczyźnie. Państwo niewypłacalne nie będzie regulować żadnych zobowiązań. Powstaje zatem pytanie, czy wykładnia prawa cywilnego może naruszyć granice odpowiedzialności odszkodowawczej władzy publicznej. Gliwicki sąd podkreśla w uzasadnieniu, że „oceny, czy to prawo stanowi dobro osobiste, nie powinno się dokonywać z punktu widzenia konsekwencji finansowych dla państwa". Nie jest to do końca prawda, bo o takich wartościach jak równowaga budżetowa oraz stabilność finansów publicznych nie można zapominać. Odpowiedź SN na pytanie gliwickiego sądu może więc oznaczać poważne konsekwencje finansowe dla Skarbu Państwa.