Cathy Berx, burmistrz Antwerpii, jest przekonana, że winę za nagły wzrost zachorowań na Covid-19 w największym mieście Flandrii ponoszą władze federalne Belgii: nie przekazały na czas informacji, które pozwoliłyby na powstrzymanie pandemii. Co prawda od pięciu dni w półmilionowej portowej metropolii obowiązuje godzina policyjna, ale wirus już wymknął się spod kontroli i znowu podbija cały kraj. Liczba zarażonych w czterokrotnie mniej zaludnionej od Polski Belgii przekracza 500 dziennie, a łączna liczba zmarłych dochodzi do 10 tys.
Co prawda na razie tylko 61 osób znajduje się na szpitalnych oddziałach intensywnej terapii z powodu koronawirusa, dużo mniej niż w najczarniejszym okresie wczesnej wiosny. Jednak sąsiednie kraje obawiają się, że powrót do tamtego dramatu jest tylko kwestią czasu. Dlatego Holandia, której terytorium zaczyna się niemal na przedmieściach Antwerpii, wprowadziła obowiązek kwarantanny dla osób powracających z Belgii – de facto zamykając granice w ramach bardzo przecież zintegrowanego Beneluksu. W czwartek jej śladem poszła Wielka Brytania, Niemcy nałożyły taki obowiązek dla przyjeżdżających z samego regionu Antwerpii.
Zarzut Berx to tylko część kampanii, która winą za fatalny bilans walki z pandemią obciąża niezwykle skomplikowany federalny system władzy. Dość powiedzieć, że w kraju działa dziewięciu ministrów zdrowia, z których każdy ma część kompetencji w walce z pandemią.
Praca zdalna
Po ostatnich wyborach 26 maja 2019 r. nie udało się utworzyć rządu, bo Flamandowie postawili na konserwatywne partie nacjonalistyczne Nowy Sojusz Flamandzki (N-VA) i Vlaams Belang (Flamandzka Sprawa), podczas gdy biedniejsi Walonowie woleli nastawioną na rozbudową systemu socjalnego Partię Socjalistyczną (PS). Gdy po raz pierwszy uderzyła pandemia, powołano co prawda rząd jedności narodowej z Sophie Wilmés na czele, ale jego uprawnienia wygasły w czerwcu tego roku. Termin zbudowania większości w parlamencie upływa w tą niedzielę i wydaje się bardzo mało prawdopodobne, aby został dotrzymany.
To otwiera perspektywę nowych wyborów. Głęboki kryzys gospodarczy (w tym roku dochód narodowy ma się załamać o 10,5 proc.) doprowadził jednak do radykalizacji nastrojów, szczególnie we Flandrii. Tu w sondażach triumfuje skrajnie prawicowa Vlaams Belang, zmuszając również N-VA do stawiania coraz dalej idących żądań w sprawie flamandzkiej autonomii.