W wyjątkowo obfitej porcji danych, które opublikował w poniedziałek GUS, najciekawsze były te dotyczące sytuacji na rynku pracy oraz koniunktury w handlu detalicznym. Na pierwszy rzut oka kładą one cień wątpliwości na rozpowszechnionych wśród ekonomistów prognozach, wedle których 2024 r. będzie okresem solidnego odbicia popytu konsumpcyjnego. Na taki wniosek jest zdecydowanie za wcześnie.
Scenariusz boomu konsumpcyjnego opiera się na założeniu, że wzrost płac w 2024 r. trzeci rok z rzędu utrzyma się wyraźnie powyżej 10 proc. Przyczynić mają się do tego kolejna podwyżka płacy minimalnej o 20 proc. oraz podobne lub większe podwyżki uposażeń pracowników sektora budżetowego i nauczycieli. Inaczej niż w poprzednich dwóch latach, szybkiemu nominalnemu wzrostowi płac towarzyszyć ma zdecydowanie niższa inflacja. Według aktualnych prognoz w tym roku wskaźnik cen konsumpcyjnych (CPI) będzie rósł w tempie około 5 proc. rocznie, po 11,6 proc. w 2023 r. i 14,3 proc. w 2022 r. W rezultacie skokowo wzrosnąć powinna siła nabywcza dochodów gospodarstw domowych, i to szczególnie tych mniej zamożnych, które przeznaczają na wydatki największą część swoich wpływów.