Zdaniem Dariusza Szpinety, pilota instruktora, prezesa firmy lotniczej Ad Astra, stres ma podstawowe znaczenie dla zachowania poziomu bezpieczeństwa w pracy lotniczej. – Piloci i personel pokładowy mają prawo odmówić wykonania lotu i poprosić o zastępstwo, jeśli nie czują się na siłach. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego i wcale nie jest to źle widziane – mówi.
Dyrektorka personelu pokładowego Dorota Dmuchowska, która bez zapowiedzi przyleciała z Warszawy, by wręczyć stewardesom wypowiedzenia zmieniające warunki pracy, twierdzi, że na pewno nie doszło do złamania zasad bezpieczeństwa przelotów. – Każda osoba, która tego dnia pracowała, została zapytana, czy jej stan psychofizyczny pozwala na podjęcie obowiązków. Nikt nie odmówił wykonania rejsu. Zastępstwo było przygotowane – mówi.
Innego zdania są zarówno piloci w LOT (nie chcą ujawniać swoich danych), jak i spoza spółki. – Poinformowanie personelu, który jest już w trakcie czynności lotniczych, o ewentualnej utracie pracy, jest karygodnym postępowaniem, które nigdy nie powinno się zdarzyć. Personel musi być w pełni sprawny psychofizycznie, by reagować ze stuprocentową sprawnością w sytuacjach zagrożenia czy ewakuacji – mówi Dariusz Szpineta. – A utrata pracy, rozwód i śmierć bliskich należą do najsilniejszych czynników stresujących.
[srodtytul]Cięcie kosztów[/srodtytul]
– Przyczyną wręczenia wypowiedzeń są problemy firmy, które skutkują zmianą warunków zatrudnienia – wiceszef LOT Wojciech Bańkowski podkreśla, że pracownice otrzymały wypowiedzenia warunków pracy, a nie wypowiedzenia umów o pracę. PLL Lot miał 35 mln zł straty operacyjnej za siedem miesięcy tego roku, po 2009 r. – 178 mln zł. – Ze względów ekonomicznych nie możemy utrzymywać osobnego personelu w Krakowie – to się firmie po prostu nie opłaca, choćby z tego powodu, że odpadły połączenia do Chicago – dodaje Jacek Balcer, rzecznik LOT.
Pracownicy się z tym nie zgadzają. – Zarząd nie ma żadnych rzeczowych wyliczeń. Spółka oszczędza na nas ponad 750 tys. zł rocznie, a obecnie, przy braku połączeń atlantyckich z Krakowa, obsługując tylko połączenia europejskie z południa Polski, może zaoszczędzić prawie 600 tys. – mówią. I przedstawiają argumenty: likwidacja bazy wiąże się m.in. z dodatkowymi kosztami związanymi z przywożeniem załóg z Warszawy, pobytem w hotelach itp. Twierdzą też, że baza od dawna była fatalnie zarządzana, a wszelkie sugestie na ten temat ignorowane przez dyrekcję personelu pokładowego i dział planowania.