W 2017 r. Stocznia Marynarki Wojennej, bo tak się nazywała poprzedniczka Stoczni Wojennej, której jest pan prezesem, była w upadłości. Polska Grupa Zbrojeniowa kupiła ją wówczas za 220 mln zł. Teraz widzimy inwestycje, nową olbrzymią halę, a pod koniec ubiegłego roku podpisaliście umowę za ok. 1 mld zł na budowę okrętu Ratownik. Z czego wynika ta zmiana kondycji spółki?
To efekt podpisania wartej ponad 15 mld zł umowy na budowę trzech fregat w programie „Miecznik”. W przypadku tak znaczących kontraktów część środków jest zawsze przeznaczana na modernizację zakładu, który będzie realizował budowę okrętów, na przygotowanie odpowiedniego potencjału produkcyjnego.
Ile z tych kilkunastu miliardów złotych, które zapłaci w sumie Ministerstwo Obrony Narodowej, zostało przeznaczone na inwestycje w Stoczni Wojennej?
Zgodnie ze studium wykonalności okręty tej klasy nie mogą być produkowane na zewnątrz, na powietrzu, ze względu na stopień zaawansowania technicznego i wymogi bezpieczeństwa. Powstający okręt nie powinien być widoczny z przestrzeni publicznej. Dlatego zbudowaliśmy jedną z najnowocześniejszych tego typu hal w Europie, co uniezależnia proces budowy od warunków atmosferycznych. Łączne inwestycje to nie więcej niż 2,5 proc. wartości kontraktu, czyli 300–400 mln zł, z czego spora część pochodziła ze środków własnych stoczni. Są to jedne z najbardziej efektywnie zainwestowanych środków publicznych w obszarze obronności. Przekształcenie Stoczni Wojennej w zakład na miarę XXI wieku, który będzie później utrzymywał te fregaty, budował kolejne okręty i, mam nadzieję, serwisował również okręty podwodne, stanowi kluczowy element w systemie bezpieczeństwa państwa.
A czemu do takiego projektu potrzebujemy partnera z zagranicy?
W Polsce nigdy wcześniej nie budowaliśmy okrętów tego typu – fregata jest obecnie najważniejszą jednostką bojową w swojej klasie. Dotychczas koncentrowaliśmy się głównie na jednostkach specjalistycznych, takich jak trałowce, małe okręty rakietowe, jednostki hydrograficzne czy zaopatrzeniowe. Podejmowaliśmy również próbę budowy korwety, czego efektem jest ORP Ślązak, ale ten projekt trwał prawie 20 lat. Podkreślam jednak, że nie była to wina samej stoczni, a już na pewno nie stoczniowców, którzy tam pracowali, lecz braku stabilnego finansowania projektu.
Czytaj więcej
W stoczni Remontowa Shipbuilding zwodowano dziś niszczyciela min „Rybitwa”. To już piąty okręt z...
Co zyskujemy na tej kooperacji?
Przede wszystkim nasz brytyjski partner – Babcock – jest projektantem platformy. Arrow Head 140, czyli wybrany projekt, stanowi podstawę, koncepcję modelową, zatwierdzoną przez Towarzystwo Klasyfikacyjne Lloyd. Nie jest to jednak finalny Miecznik. Nasz projekt został dostosowany do wymagań Marynarki Wojennej RP – ma m.in. ster strumieniowy na dziobie czy odmienne rozwiązanie w obszarze lądowiska dla śmigłowca, inne radary. Wyposażenie w zakresie uzbrojenia jest znacznie bardziej zaawansowane. Nie mieliśmy jednak dotychczas doświadczenia w projektowaniu jednostek tej klasy, stąd potrzeba współpracy z doświadczonym partnerem. Umowa gwarantuje nam transfer wiedzy i technologii, a Babcock wspiera nas również w przygotowaniu inżynierów do procesu produkcji.