O potencjale start-upów w obszarach związanych z szeroko definiowanym bezpieczeństwem dyskutowali eksperci podczas zorganizowanej przez „Rzeczpospolitą” debaty „Co start-upy są w stanie zrobić dla bezpieczeństwa? Rozwiązania w dziedzinie obronności, bezpieczeństwa biznesu, w tym farmaceutycznego i żywnościowego oraz budowy społecznej odporności na zagrożenia”.
Jak to wygląda dzisiaj? Czy start-upy już działają na rzecz bezpieczeństwa? Jak zauważyła Monika Synoradzka, prezeska Huge Thing, choć temat bezpieczeństwa coraz częściej pojawia się w przestrzeni publicznej, to start-upy mają w nim niewielką reprezentację. – Jeśli mamy sektor gotowy na przyjęcie innowacyjnych, niskiego ryzyka rozwiązań, to ich na rynku brakuje, bo za późno zaczęliśmy pokazywać, że są potrzebne – stwierdziła. Problemem jest też to, że dominujące w sektorze obronności i bezpieczeństwa duże firmy preferują zwykle sprawdzonych partnerów. – Popyt zawsze mówi: „Potrzebujemy firm z historią współpracy i certyfikatami. Nie będę patrzył na start-up, jeśli mogę kupić od dużego, doświadczonego gracza” – zwrócił uwagę Maciej Sadowski, współzałożyciel Startup Hub Poland. Efekt jest taki, że start-upy nie widzą szansy na to, żeby się przebić, więc nawet nie próbują.
Jakie są bariery
Tymczasem wojna w Ukrainie pokazuje, że małe, ale dynamiczne firmy mogą odegrać ważną rolę w nowoczesnych technologiach militarnych. Zdaniem Marka Trojanowicza, przewodniczącego rady nadzorczej BrainScan S.A., trzy lata wojny pokazały, że oparcie się na małych strukturach, 20–40 osobowych, zwiększa dynamikę i bezpieczeństwo. Wskazał na technologie, w których start-upy mogłyby się sprawdzić: drony, przetwarzanie obrazu, optymalizacja logistyki. Jego zdaniem należy zmienić podejście do ryzyka. – Nie prześcigniemy korporacji, ale możemy rozwijać systemy noktowizyjne, dronowe czy inne technologie w małych, zwinnych zespołach. Im wcześniej zaczniemy, tym będziemy bezpieczniejsi – proponował.
To jednak nie koniec, jeśli chodzi o bariery, na jakie napotykają start-upy. Wojciech Dąbrowski, prezes Polskiego Holdingu Rozwoju, podkreślał, że blokują je brak finansowania i hermetyczność rynku. – W tej branży 60 procent środków zgarnia jedna firma, dla pozostałych brakuje pieniędzy. Problemem jest też przejście z fazy prototypu do komercjalizacji – w Europie dramatycznie brakuje na to środków – wymienił. Dodatkowym wyzwaniem jest skomplikowany system regulacyjny. – W Wielkiej Brytanii funkcjonuje model piaskownicy regulacyjnej, który pozwala testować rozwiązania przed pełnym wejściem w formalne procedury – przypomniała Monika Synoradzka. – Może warto stworzyć podobny system w Polsce? – proponowała. Obecnie sytuacja jest taka, że wiele start-upów wybiera zagranicę, bo tam firmy są bardziej otwarte na innowacje i gotowe testować ryzykowne rozwiązania.
– W Polsce tradycyjny przemysł obronny nie nadąża za dynamicznymi zmianami – przyznał Wojciech Dąbrowski. – Potrzebujemy innego podejścia, innego apetytu na ryzyko, większej otwartości – wyliczał. Optymistycznie dodał, że liczba start-upów w obronności będzie rosła. Ważne jest też, aby instytucje publiczne były gotowe do wdrażania innowacji.