Perspektywa wprowadzenia normy Euro 7 coraz bardziej podgrzewa nastroje w europejskiej branży motoryzacyjnej. Zlecone przez nią badania wskazują na radykalny wzrost kosztów produkcji samochodów, uwzględniających zaostrzone poziomy emisji. Wyprodukowanie samochodu osobowego i dostawczego byłoby droższe o ok. 2 tys. euro, natomiast pojazdów ciężarowych i autobusów – o 12 tys. euro. W rezultacie ceny detaliczne aut miałyby wzrosnąć jeszcze bardziej.
To, co jest, wystarczy
ACEA przekonuje, że już dzięki obecnej normie Euro 6 Unia Europejska dysponuje najbardziej kompleksowymi i najbardziej rygorystycznymi normami emisji zanieczyszczeń na świecie, takich jak tlenki azotu i cząstki stałe. – Europejski przemysł motoryzacyjny jest zaangażowany w dalsze ograniczanie emisji, jednak propozycja Euro 7 nie jest właściwym sposobem, aby to zrobić, ponieważ miałaby bardzo mały wpływ na środowisko przy bardzo wysokich kosztach – stwierdziła Sigrid de Vries, dyrektor generalna ACEA. Z kolei Carlos Tavares, prezes koncernu Stellantis, stwierdził, że nowe zaostrzone przepisy dotyczące emisji przyniosłyby znacznie więcej szkód niż pożytku.
Opór przeciwko wprowadzeniu Euro 7 rośnie, bo skutki dla producentów i rynku mogą okazać się bardzo negatywne. Już w trakcie lutowego spotkania w Strasburgu ministrowie transportu ośmiu państw członkowskich Unii Europejskiej (Czech, Niemiec, Włoch, Polski, Słowacji, Węgier, Rumunii i Portugalii) stwierdzili, że Euro 7 idzie zdecydowanie za daleko i zagraża konkurencyjności gospodarek państw Unii Europejskiej. Niemcy co prawda wycofały sprzeciw po otwarciu przez KE furtki dla silników wykorzystujących paliwa syntetyczne w planowanym zakazie rejestracji aut spalinowych, ale pozostałe kraje liczą na przyciągnięcie kolejnych niechętnych nowej normie dla jej zablokowania.
Wprowadzenie ostrzejszej normy emisji spalin musi się wiązać z dodatkowymi nakładami na opracowanie i wdrożenie skuteczniejszej technologii eliminowania zanieczyszczeń, a także na produkcję nowych urządzeń. – Jeśli producent będzie musiał ponieść dodatkowe koszty, to zawsze będzie miało to przełożenie na cenniki w salonach – mówi Wojciech Drzewiecki, prezes Instytutu Samar.
Na polskim rynku, gdzie rosnące ceny sięgają już sufitu i hamują sprzedaż – średnia dla samochodu osobowego wynosi obecnie 167 tys. zł, tak wysoka podwyżka byłaby dodatkową barierą dla potencjalnych nabywców, przede wszystkim w grupie klientów indywidualnych. Zwłaszcza że polski rynek nowych aut pozostaje słaby. Choć w kwietniu 2023 r. zarejestrowano 35,5 tys. nowych samochodów osobowych, to poprawa względem tego samego miesiąca ubiegłego roku jest niespełna 2-procentowa. Z kolei w porównaniu z kwietniem sprzed pandemii rejestracje nowych aut osobowych notują 23-procentowy spadek.