Nieźle namieszał pan, namawiając przedsiębiorców swoim tekstem w „Gazecie Wyborczej” do aktywności politycznej. Dlaczego biznes tak otwarcie nie zabiera głosu w sprawach politycznych?
Ważnym czynnikiem w demokracji jest wolność słowa, więc przedsiębiorcy jako jedna z największych grup zawodowych – jest nas ponad 2 mln – powinni zabierać głos w ważnych sprawach publicznych, a rzadko to robimy. Bardzo trudno wzbudzić u przedsiębiorców zainteresowanie polityką. Uważam, że to jest czas na takie działania, i chciałem je wzmocnić, by nie głosowano przeciwko komuś, ale za czymś. Sam chciałbym głosować za Polską otwartą, praworządną, proeuropejską, liberalną, w której jest mniej polityków w gospodarce, a więcej myślenia o długofalowym rozwoju. Zachęcam więc zwolenników PiS, Platformy Obywatelskiej, Polski 2050 czy Konfederacji, by zabierali głos i mówili o swoich wartościach.
Czy politycy – ci rządzący, ale i opozycyjni – w ogóle słuchają biznesu?
Wydaje się, że słuchają, ale tak się angażują, by słupki poparcia były jak najwyższe, że nie zawsze idzie to w parze. Premier Luksemburga powiedział kiedyś w wywiadzie: my wszystko wiemy, jak należy działać, ale za rok mamy wybory i wcześniej musimy je wygrać. Gdy się coś obiecuje jednej grupie społecznej, to inne czują się odsunięte na bok. Niestety, jesteśmy, jako przedsiębiorcy, w mniejszości, jeśli chodzi o liczbę głosów, a program wyborczy ma trafiać do jak najszerszej rzeszy wyborców. Z drugiej strony niech politycy pamiętają, ile miejsc pracy tworzą prywatni przedsiębiorcy oraz że na różne hojne wydatki trzeba najpierw zebrać pieniądze w podatkach.
Czego pan jako przedsiębiorca oczekuje po programach wyborczych partii? Co trzeba zrobić w ciągu pierwszych 100 dni po stworzeniu rządu, a co w długim terminie?
Wydaje mi się, że najważniejszą rzeczą w Polsce, jaka będzie miała wpływ na gospodarkę, jest próba połączenia społeczeństwa. Dzisiaj jest ono podzielone i wrogo do siebie nastawione, a jeśli chcemy, by gospodarka w długiej perspektywie miała szansę powodzenia, konieczny jest dialog i złagodzenie różnic zdań. W tym zmiana narracji w głównych, państwowych mediach, która dziś buduje podziały i przedstawia fałszywy obraz gospodarki. Nie powinno się napuszczać jednych grup społecznych przeciwko innym. Odpowiedzialny polityk powinien to zmienić. To pierwsza rzecz. Druga to uruchomienie KPO, do czego potrzebna jest odbudowa praworządności. Reforma podatków, ułatwienia dla działania przedsiębiorców – tu zawsze można zrobić więcej i jest wiele organizacji, w tym bliska mi Fundacja FOR Leszka Balcerowicza, które pokazują, co warto zrobić.
Trzeba też pilnie poprawić relacje z Unią Europejską. Dla mnie niezrozumiałe jest, że Zjednoczona Prawica zamiast je wzmacniać, mówi o Unii jak o obcym ciele. My przecież jesteśmy w Unii, a jeśli będziemy w niej odgrywać ważną rolę, będziemy mieli wpływ na kierunek zmian. Jeśli jesteśmy w Unii nieobecni, jesteśmy dla niej kłopotem, to nie mamy na nic wpływu.
UE powinna być wzmacniaczem wpływów naszego kraju?
Jasne, że tak. Jak Unia jest silniejsza, to Polska jest silniejsza. Jeśli Polska jest silniejsza, to i Unia też. W geopolityce tyle się zmienia. Kiedy mamy zagrożenie po wschodniej stronie, kiedy widzimy, co dzieje się w Chinach, Indiach i Afryce, musimy pozostać w silnym organizmie Unii Europejskiej. I to jest fundamentalne zadanie dla rządu, który powstanie po wyborach. Mam nadzieję, że będzie proeuropejski, że będzie patrzył na rzeczywistość nie tylko poprzez pryzmat polityki wewnętrznej. Źle się dzieje, że politykę zagraniczną kreuje się obecnie wedle potrzeb polityki wewnętrznej.