Z dokumentów Kompanii wynika, że na tzw. opłatę z zysku (15 proc. podatku z zysku jednoosobowych spółek Skarbu Państwa) w 2010 r. spółka wydała 0 zł. A to oznacza, że zysku nie było. Strata? Tego jeszcze nie wiadomo, choć to dość prawdopodobne, bo Kompania jeszcze jesienią była na wielomilionowym minusie. Na razie nie pomogło także zaległe dokapitalizowanie spółki, bo nie dostała gotówki, lecz aktywa, m.in. Hutę Łabędy. Na jej sprzedaż Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów dał jej dwa lata.
Powodów do radości w spółce, której przychody sięgają 10 mld zł, nie ma. Od 2003 r. trwa spłata zaległych zobowiązań spółek węglowych, z których Kompania została stworzona. A bez spłacenia ok. 1 mld zł długów firma nie ma czego szukać na giełdzie (w 2010 r. spłaciła 169 mln zł długu wobec ZUS). Choć o debiucie w odległej perspektywie myśli. Według wiceprezesa Jacka Korskiego realne przygotowania mogłyby ruszyć w 2015 r.
[wyimek]25 mln zł zysku netto miała Kompania Węglowa w 2009 r. przy przychodach ok. 10 mld zł[/wyimek]
W Kompanii Węglowej spada też wydobycie. Z szacunków „Rz” wynika, że w tym roku będzie to ok. 40 mln ton – o ok. 2 mln ton mniej niż w 2010 r. 2 mln ton surowca mniej to ok. 600 mln zł niższe przychody. Powodem jest m.in. zakończenie wydobycia na ruchu Anna w kopalni Rydułtowy-Anna i ograniczenie z powodów geologicznych wydobycia na ruchu Rydułtowy. Ten zakład przynosi Kompanii kilkadziesiąt milionów złotych strat rocznie, jednak spółka nie zamierza go zamykać mimo wyników i zagrożeń tąpnięciami.
Niechlubną rekordzistką w Kompanii jest i tak Halemba (323 mln zł straty netto w 2009 r.). Ta jednak będzie restrukturyzowana, ponad tysiąc górników zostanie przeniesionych do innych kopalń.