– Zmiany, jakie przeżyliśmy w ciągu ostatnich dwóch lat, można porównać jedynie do trzęsienia ziemi. Mieszkaliśmy w państwie demokratycznym, a znaleźliśmy się w dyktaturze – mówi „Rz" Leonid Piluński, były deputowany parlamentu Krymu. Jest jednym z niewielu krymskich polityków, którzy nie zaakceptowali rosyjskiej aneksji półwyspu. Mimo że został pozbawiony mandatu i był prześladowany, postanowił pozostać w ojczyźnie.
– Rosjanie w pierwszej kolejności zaczęli pozbawiać wszystkiego, co pozostało po Ukrainie. Nie tylko nakazali zmienić paszporty, ale także sieć telefoniczną oraz numery rejestracyjne samochodów. W ten sposób Moskwa chce całkowicie odizolować mieszkańców Krymu od reszty Ukrainy – konkluduje.
Przyjmując rosyjski paszport i rezygnując z ukraińskiego (w przeciwnym wypadku mogli zostać pozbawieni wszystkich praw oraz utracić majątek), mieszkańcy półwyspu odcięli się nie tylko od Ukrainy, ale i od reszty świata. Wynik przeprowadzonego na Krymie 16 marca 2014 roku referendum, które odbywało się pod pilnym okiem rosyjskich żołnierzy, został zaakceptowany jedynie przez 11 krajów. Państwa te podczas głosowania w ONZ opowiedziały się przeciwko integralności terytorialnej Ukrainy. Oznacza to, że mieszkańcy półwyspu z rosyjskimi paszportami będą mogli podróżować jedynie do takich krajów, jak m.in. Zimbabwe, Nikaragua, Korea Północna czy Kuba. Wszystko dlatego, że żaden inny kraj nie wklei wizy do rosyjskiego paszportu mieszkańca ukraińskiego Krymu. Ale podróże zagraniczne nie są największym zmartwieniem półwyspu.
Gdy Władimir Putin oznajmił w marcu 2014 roku na Kremlu, że „Krym powraca do ojczyzny", z półwyspu wycofały się wszystkie firmy zachodnie. Nawet jeśli amerykańskie fast foody i systemy płatnicze udało się zastąpić rosyjskimi, to zachodniego i ukraińskiego turysty zastąpić się nie udało. Lokalne władze oświadczyły, że w 2015 roku Krym odwiedziło 3,4 mln turystów, a to prawie dwa razy mniej niż w 2013 roku.
Jest to ogromny cios dla lokalnej gospodarki, gdyż zdecydowana większość mieszkańców Krymu utrzymuje się właśnie z turystyki. Nadchodzące lato może być jeszcze mniej owocne, gdyż półwysep ma poważne problemy z dostawami ukraińskiego prądu, które zostały wstrzymane pół roku temu. Ponad 70 proc. energii pochodzi właśnie z Ukrainy. Kijów zaproponował wznowienie dostaw pod warunkiem, że w umowie Krym będzie określony jako terytorium Ukrainy. Moskwa na to się nie zgodziła, a mieszkańcy półwyspu zaczęli się zaopatrywać w generatory. – Dzisiaj prąd jest dostarczany według rozkładu, są konkretne godziny, w których można korzystać z energii elektrycznej – wskazuje Piluński.