Pandemia koronawirusa wywołała prawdziwe trzęsienie ziemi w krótkoterminowym wynajmie mieszkań. Turyści i biznesmeni masowo odwołują rezerwacje. Wynajmowane na doby lokale opustoszały z dnia na dzień. W samej tylko Warszawie, jak podaje ogólnopolskie Stowarzyszenie Właścicieli Mieszkań na Wynajem Mieszkanicznik, takich lokali jest 1,6 tys.
Przez tydzień obowiązywał nawet zakaz wynajmu krótkoterminowego wprowadzony rozporządzeniem ministra zdrowia. Szybko został zniesiony, co sytuacji właścicieli nieruchomości wcale nie zmienia. Żaden podróżny do nich przecież nie zajrzy. Wystarczą strach i wprowadzony właśnie zakaz przemieszczania się.
Ozon i detergent
Tymczasem rośnie popyt na mieszkania, w których można odbyć kwarantannę. – Lokali szukają m.in. powracający z zagranicy Polacy, ale też pracujący u nas cudzoziemcy, którzy muszą się odizolować na dwa tygodnie – opowiada Jacek Kusiak, założyciel i prezes Mieszkanicznika. Do stowarzyszenia zgłosiła się na przykład Francuzka, która nie chciała, ale i nie bardzo mogła, zamknąć się w swoim mieszkaniu na 14 dni.
– Sytuacje są bardzo różne, ktoś boi się o starszych członków rodziny, o żonę, dzieci – mówi Jacek Kusiak. – Mieszkań na wynajem blisko szpitali szukają pielęgniarki, lekarze. Nie chcą wracać do domów po całonocnych dyżurach. A członkowie naszego stowarzyszenia są gotowi przystąpić do umów w trybie specustawy i włączyć się w działania sztabu kryzysowego, udostępniając lokale jako miejsca do kwarantanny – podkreśla. Taką deklarację Mieszkanicznik złożył już w ministerstwie.
Ogłoszenia osób poszukujących lokali mnożą się w mediach społecznościowych. – Cudem udało się nam wrócić z nart za granicą. Dwutygodniowej kwarantanny, ze względu na osoby, z którymi mieszkamy, nie uda się nam odbyć w naszym mieszkaniu. Szukamy dużego domu pod Warszawą – pisze ktoś na Facebooku. Ktoś inny szuka „samotnego", niedużego lokalu w stolicy.