Autor książki „Nic nie jest w porządku. Wołyń - moja rodzinna historia” mówił, że sprawa Wołynia jest dla niego osobistym przeżyciem. - Dziadków nie poznałem, nie było grobów, nie wiedziałem gdzie zapalić świeczkę – mówił o swoich przodkach kompozytor. - Nie mówiło się w domu u mnie, że tam nie było mężczyzn. 16 proc. Polaków mieszkało wtedy na Wołyniu – dodał.
Dębski opowiadał, że Sowieci wywozili Polaków na Syberię. - Gdy przyszli Niemcy to Ukraińcy, którzy administrowali tym terenem, wysyłali na roboty Polaków – mówił gość. - Dlatego na listach ofiar są tylko starcy, kobiety i dzieci – dodawał.
Zdaniem muzyka, mimo że mordy na Polakach były rozciągnięte w czasie, to trzeba było wybrać jedną datę tej tragedii, aby móc upamiętniać tamte wydarzenia. - 11 lipca to kulminacja tych mordów, a samo zjawisko trwało dwa lata – mówił Dębski. - Trzeba mieć taką datę, żeby można było uczcić to wydarzenie.
Gość przekonywał, że jest z rzezią na Wołyniu problem, bo Ukraińcy wypierają z pamięci, albo w ogóle nie wiedzą, jak naprawdę wszystko się odbyło. - Oni wypierają. Ci co wiedzą to wypierają, mówią o symetrycznych walkach – ubolewał Dębski. - Ci, którzy wiedzą, to są postbanderowcy. Odkręcanie tego mitu, to jest bardzo trudna sprawa teraz.