Negatywne skutki dla Polski
Rząd musi więc zmagać się z oporem UE na dwóch frontach: politycznymi i prawnym. Zablokowanie ustawy o SN jest możliwe tylko na tym drugim, bo Trybunał Sprawiedliwości zadziała szybciej i nie będzie brał pod uwagę kalkulacji politycznych.
W procesie politycznym, czyli na forum unijnej Rady, będziemy mieli natomiast do czynienia z trwającymi kolejne miesiące debatami, które na pewno nie skończą się sankcjami w postaci zawieszenia prawa głosu lub wstrzymania unijnych funduszy. Do tego bowiem potrzebna jest jednomyślność, a przynajmniej Węgry oraz pewnie jeszcze kilka innych państw naszego regionu sprzeciwią się im.
Ale skutki dla Polski będą negatywne, bo na trwałe osłabia to zdolność Polski konstruktywnego działania na scenie unijnej w sprawach dla niej ważnych.
W szerszym kontekście doświadczenie z Polską, a także z Węgrami, zmieni na trwałe sposób myślenia o wartościach fundamentalnych. Wydawało się, że w krajach, które spełniły kryteria wejścia do UE, praworządność jest gwarantowana i niepotrzebne są żadne procedury zmuszające państwo członkowskie do jej przestrzegania.
Najpierw z powodu Węgier przyjęto procedurę wstępną ochrony praworządności, która miała poprzedzać uruchomienie artykułu 7 unijnego traktatu. Zastosowano ją po raz pierwszy wobec Polski, podobnie jak po raz pierwszy zastosowano artykuł 7. Kilka lat temu byłoby nie do pomyślenia, żeby artykuł 7 uruchamiać, nazywany był on opcją atomową: czyli istnieje po to, żeby nie musiał być używany. Został jednak uruchomiony wobec Polski, a teraz również – na wniosek Parlamentu Europejskiego – wobec Węgier. A to nie musi być koniec.
Na sesji plenarnej Parlamentu Europejskiego w październiku eurodeputowani bedą debatować o praworządności w Rumunii, gdzie ogranicza się niezależność sędziów i prokuratorów, żeby zniechęcić ich do badania przypadków korupcji wśród polityków. Znaczące jest, że o debatę w tej sprawie poprosiła grupa socjaldemokratyczna, do której należy partia rządząca w Rumunii.