Skandale związane z seksualnym molestowaniem nieletnich przez niektórych duchownych, które raz po raz wstrząsają opinią publiczną, mocno zmienią podejście ludzi do Kościoła. Spora część zaangażowanych katolików już odkryła, że żeby Kościół przeprowadzić przez trudny proces oczyszczenia, trzeba przestać oglądać się na biskupów i brać sprawy w swoje ręce. Zwłaszcza że hierarchia bardziej zainteresowana jest swoim losem i swoimi interesami, a Konferencja Episkopatu Polski zaczyna przypominać organizację mafijną. Prawie miesiąc upłynął od emisji filmu braci Sekielskich „Zabawa w chowanego”. Jego antybohaterem jest biskup kaliski Edward Janiak, który choć miał wiedzę o pedofilskich zachowaniach ks. Arkadiusza H., niewiele z tą wiedzą zrobił. Przedstawione przez Sekielskich fakty wzburzyły opinię publiczną. Arcybiskup Wojciech Polak, prymas Polski i jednocześnie delegat KEP ds. ochrony dzieci i młodzieży, w specjalnym oświadczeniu stwierdził, że powiadamia o sprawie Watykan i prosi o jej wyjaśnienie. Stolica Apostolska zareagowała błyskawicznie. W ciągu niespełna dwóch tygodni podjęła decyzję, że tematem ma się zająć abp Stanisław Gądecki.
O. Rydzyk broni biskupa
Bezczynny nie pozostał biskup Janiak oraz sprzyjające mu środowiska. Najpierw kaliska kuria wydała oświadczenie, w którym napisano, że w sprawie ks. Arkadiusza H. zrobiono wszystko, co należało. Zaniedbania na gruncie prawa kanonicznego, które są ewidentne, sprytnie przykryto prawem państwowym – a tego biskup nie złamał. Potem ruszyła akcja obrony ze strony środowisk skupionych wokół ojca Tadeusza Rydzyka. Najpierw na antenie Radia Maryja, telewizji Trwam oraz na łamach „Naszego Dziennika” zaczęto krytykować prymasa Polski za to, że rozesłał do wszystkich parafii w Polsce plakaty informujące o inicjatywie „Zranieni w Kościele”. Liczne „autorytety” tego środowiska argumentowały, że to szukanie na siłę osób pokrzywdzonych i twierdzono, że sama akcja to postawienie znaku równości między księdzem a pedofilem. Potem do akcji weszli biskup Janiak oraz o. Rydzyk. Ten pierwszy publicznie (najpierw podczas nabożeństwa w Sanktuarium św. Józefa w Kaliszu, potem w liście do diecezjan) stwierdził, że jest ofiarą medialnej nagonki, ten drugi zaś apelował o to, by nie krytykować biskupów.
Przeczytaj także: Łukasz Warzecha: Trudna obrona Kościoła
Teraz jednak biskup Janiak przeszedł do kontrataku. Rozesłał do biskupów list, w którym bezpardonowo zaatakował arcybiskupa Polaka. Najpierw zarzucił mu, że spotkał się z braćmi Sekielskimi przed emisją filmu, potem, że na delegata KEP ds. ochrony dzieci i i młodzieży został powołany wbrew większości biskupów, wreszcie, że wymusił na biskupach powołanie Fundacji św. Józefa, która ma pomagać skrzywdzonym. Pierwszą tezę obalili sami bracia Sekielscy, kolejne dwie sekretarz generalny Episkopatu Polski, który wydał oświadczenie, że wszystko było w porządku. Ten serial jeszcze chwilę potrwa i można się spodziewać, że raz po raz coś nas zaskoczy. Biskup Janiak zdaje się bowiem przekazać współbraciom w biskupstwie wiadomość: „wszyscy jesteście umoczeni, jak nie będziecie mnie bronić, to powiem więcej”. Tę akcję przerwać może już tylko Stolica Apostolska decyzją o natychmiastowym zawieszeniu biskupa Janiaka w czynnościach biskupich do czasu wyjaśnienia sprawy. Oczywiście nie będzie to zamknięcie całkowite, bo środowiska Radia Maryja natychmiast uznają biskupa Janiaka za męczennika i będą dorabiały mu martyrologiczną kartę. Jednak będzie to balansowanie na dość cienkiej linie. Zbytnie zaangażowanie się w obronę hierarchy może być bowiem (i chyba powinno) odczytywane jako wypowiedzenie posłuszeństwa papieżowi.
Nie ma jednak wątpliwości, że dla całej masy wiernych biskupi stali się teraz powodem zgorszenia. Nie są już siewcami pokoju, lecz zamętu i wojny. Opinia publiczna wie, że Episkopat nie jest monolitem i w wielu sprawach biskupi się różnią, i to dość mocno, a niektóre spotkania KEP są bardzo burzliwe. Zdarzało się, że publicznie się krytykowali. Nigdy jednak jeden biskup nie zarzucał innym fałszerstw i machlojek. Teraz osiągnięto punkt krytyczny.