Ta proatlantycka strategia naraża rząd PiS na coraz większą niechęć państw starej Unii. Ale teraz przychodzi moment nagrody ze strony Trumpa. Najpierw będzie symboliczny. Andrzej Duda co prawda nie przyjedzie 18 września do Waszyngtonu z wizytą państwową, co w amerykańskiej praktyce dyplomatycznej zdarza się bardzo rzadko. Jednak formuła „roboczej wizyty oficjalnej" oznacza, że na lotnisku w bazie wojskowej Andrews polskiego prezydenta powita honorowy szpaler wojskowy, a noc spędzi w Blair House, oficjalnej rezydencji amerykańskich prezydentów.
Przede wszystkim jednak w czasie rozmowy w cztery oczy Trump i Duda będą mieli do uzgodnienia kilka kluczowych spraw, które mogą zmienić równowagę geostrategiczną, wojskową i energetyczną w Europie. Do tego stopnia, że zaniepokojeni takim rozwojem spraw Niemcy zgłosili akces do lekceważonej do tej pory polskiej inicjatywy Trójmorza (Polska, wbrew radom niektórych krajów naszego regionu, zgodziła się tylko na przyznanie Berlinowi statusu obserwatora, aby zachować „podmiotowość" tej struktury), a w połowie przyszłego tygodnia, jeszcze przed wylotem Dudy za Atlantyk, do Warszawy przyleci minister gospodarki i – co ważne – energetyki Peter Altmaier, aby rozmawiać z Polską o projektach energetycznych.
Jak ujawniła w ub. tygodniu „Rz", Polska namawia Amerykanów do nałożenia sankcji na konsorcjum budujące Nord Stream 2. Z naszych informacji wynika, że pozytywna decyzja Amerykanów w tej sprawie jest bardzo prawdopodobna. Do tego stopnia, że już w poniedziałek Christopher Delbruck, szef niemieckiego koncernu energetycznego Uniper, przyznał, że jego firma wycofa się z budowy gazociągu pod Bałtykiem, jeśli Trump zdecyduje się na nałożenie restrykcji (Uniper to jeden z pięciu udziałowców konsorcjum). Ku zaskoczeniu Berlina nagle okazuje się, że zdawałoby się beznadziejne starania Warszawy o wstrzymanie tej kluczowej inwestycji mogą się zakończyć sukcesem.
Ale Duda chce iść dalej. Do Waszyngtonu przyleci bezpośrednio ze szczytu Trójmorza w Bukareszcie (17–18 września), aby rozmawiać o przekształceniu terminala LNG w Świnoujściu w hub, który dostarczałby amerykański gaz skroplony dla całej Europy Środkowej. Polski prezydent będzie też przekonywał Donalda Trumpa do zaangażowania amerykańskich funduszy finansowych w budowę infrastruktury energetycznej niezbędnej do rozprowadzenia tego amerykańskiego paliwa.
Stałe bazy
Nowe otwarcie w stosunkach ze Stanami ma się też przełożyć na większą obecność wojskową Amerykanów w naszym kraju. Wiosną eksperci Kongresu mają opublikować raport w sprawie stałych baz nad Wisłą. Wachlarz rozważanych opcji zaczyna się od składu sprzętu wojskowego, a kończy na prawdziwym miasteczku dla żołnierzy, ze szkołami, szpitalami, domami dla rodzin – koncepcji raczej mało realnej w czasach ograniczenia wydatków przez Pentagon. Duda będzie więc przekonywał Trumpa do koncepcji pośredniej – być może składu broni ciężkiej z ograniczoną jednostką wojskową, która jednak byłaby rozlokowana w naszym kraju na stałe, a nie rotacyjnie. To oznaczałoby ostateczne zniesienie ograniczeń statusu Polski w ramach NATO zapisanych jeszcze 20 lat w porozumieniu z Rosją. Ma w tym pomóc ogłoszenie przez polskiego prezydenta kolejnego dużego kontraktu na zakup broni, który najpewniej trafiłby do któregoś z amerykańskich koncernów.
Duda postara się także w Białym Domu, ale i w Senacie, pchnąć sprawę zniesienia obowiązku wizowego dla Polaków przyjeżdżających do USA: nasz kraj jest już blisko zejścia poniżej pułapu odmów wjazdu, który pozwala na wprowadzenie swobody podróżowania do USA.