Rząd zdecydował o wysłaniu do prezydenta RP wniosku o wprowadzenia na 30 dni stanu wyjątkowego na wąskim pasie przygranicznym z Białorusią. To obszar 115 miejscowości na Podlasiu i 68 w województwie lubelskim. To pierwszy taki przypadek po 1989 r. – Żadnych wycieczek, żadnych happeningów, żadnych manifestacji w tym pasie granicznym nie będzie można organizować – uzasadniał szef MSWiA Mariusz Kamiński. Stan wyjątkowy ma liczne polityczne konsekwencje oraz krytyków, którzy wskazują, że rząd doprowadzi do tego, że opinia publiczna straci możliwość – poprzez media i NGO-sy – wglądu w sytuację na granicy, zwłaszcza wobec grupy ok. 30 osób przebywających w okolicy Usnarza Górnego.
Rząd przekonuje, że Białoruś może wykorzystać cudzoziemców do eskalacji konfliktu na granicy. Szacuje, że obecnie na terenie Białorusi przebywa około 10 tys. imigrantów z różnych krajów, m.in.: Iraku, Syrii, Maroka, Pakistanu. Kontekstem decyzji są też – jak przekonują politycy PiS – rosyjsko-białoruskie ćwiczenia Zapad rozpoczynające się na początku września.
Kukiz sceptyczny
Zgodnie z art. 231 konstytucji Sejm rozpatruje „niezwłocznie" rozporządzenie prezydenta RP o wprowadzeniu stanu wyjątkowego. Prezydent przedstawia je Sejmowi w ciągu 48 godzin od podpisania. PiS zakłada, że tak się stanie. Jak powiedział wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki, parlament zbierze się najpewniej w piątek lub poniedziałek.
Lewica już teraz zapowiada, że złoży wniosek o uchylenie tego rozporządzenia. Potrzeba do tego bezwzględnej większości głosów, w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów.