Rz: Po tym, gdy posłanka Małgorzata Zwiercan zagłosowała za pana podczas wyboru nowego sędziego Trybunału Konstytucyjnego, w Klubie Kukiz'15 zrobiło się nerwowo. Zwiercan została usunięta, a Paweł Kukiz naciskał, by zrzekła się mandatu. Pan odszedł sam, żegnany przez lidera ciężkim słowem. To początek końca Kukiz'15?
Kornel Morawiecki, działacz opozycji w PRL, marszałek senior Sejmu, poseł niezależny: Problemy w klubie zaczęły się szybko, już po paru miesiącach od wyborów. Nie prowadziliśmy żadnej pracy organizacyjnej ani programowej. Nie budowaliśmy struktur w terenie. Nie było żadnej idei ani wizji tego, na czym nam zależy. Spory zaczęły być wyraźniej widoczne, gdy Paweł zaczął wprowadzać w klubie elementy przypominające działania partii, choćby dyscyplinę w głosowaniach. Ja miałem w klubie oddzielny, wyjątkowy status – mogłem robić to, co uważałem za stosowne. Ale inni posłowie mieli potem do siebie pretensje, że ulegali naciskom.
Ruch Kukiza nie tylko nie ma struktur ani pomysłu. Nie ma też pieniędzy i jest wewnętrznie podzielony. Odejść mogą narodowcy.
Nie wiem, jakie narodowcy mają plany. Od początku Kukiz'15 był zlepkiem różnych osób, które nie zostały przetestowane ani programowo, ani ideowo. Właściwie jedynym spoiwem było nazwisko Pawła. Drugim, ale jedynie dla części jego najbliższych współpracowników – wolnorynkowe mrzonki. Ja zawsze miałem bardziej społeczne poglądy gospodarcze. Nie sądziłem, że program 500 zł na dziecko to rozdawnictwo, jak niepoważnie mówili niektórzy koledzy z klubu. To nie jest rozdawnictwo, tylko inwestycja.
Chce pan stworzyć nowe koło w Sejmie: Wolni i Solidarni. To nawiązanie do hasła kierowanej przez pana w latach 80. Solidarności Walczącej.