Janusz Korwin-Mikke po raz kolejny stracił kontrolę nad partią, którą stworzył i wypromował na własnym nazwisku.
Nowym prezesem KNP został w poniedziałek europoseł Michał Marusik. Wybrał go konwentykl, czyli ciało tworzone przez założycieli ugrupowania, mające szerokie kompetencje. W ten sposób partyjna opozycja postanowiła zablokować planowane przez Korwin-Mikkego założenie nowego ugrupowania. Nie stoi on już na czele partii, więc nie może zdecydować o przekształceniu jej w nowy byt.
A los KNP może przesądzić nie tylko o przyszłości samego Korwin-Mikkego, ale również – w przypadku zwycięstwa PiS – o kształcie nowego układu sił po jesiennych wyborach parlamentarnych.
Niepokój partyjnej starszyzny wzbudziła kariera byłego posła PiS Przemysława Wiplera. Po wyjściu do KNP szybko zdobył popularność i w październiku został wiceprezesem. Partyjni wyjadacze uznali, że pcha on Korwin-Mikkego do powyborczej koalicji z PiS. To właśnie zablokowanie tego posunięcia było na sztandarach opozycjonistów. „Wipleryzacja, czyli zamiana KNP w przystawkę PiSiarni, chwilowo zastopowana" – komentował detronizację prezesa na swoim facebookowym profilu były wiceprezes partii Jacek Wilk.
To paradoks, bo Marusik, monarchista i konserwatysta, a w latach 80. opozycjonista, ma w europarlamencie świetne stosunki z PiS i nawet optował za przyłączeniem KNP do frakcji, w której zasiadają europosłowie Jarosława Kaczyńskiego. Stanisław Żółtek, drugi największy przeciwnik byłego prezesa w partii, jest zaś wieloletnim znajomym Jarosława Gowina, prezesa sprzymierzonej z PiS Polski Razem. Kwestia współpracy nie jest więc zamknięta. O ile KNP w Sejmie się znajdzie, bo choć sondaże dają mu ok. 5 proc. poparcia, narastające konflikty mogą doprowadzić do jego rozpadu.