Mężczyzna przeładowuje karabin, kładzie go obok laptopa i zaczyna pisać coś na klawiaturze. W tle słychać ciężkie dźwięki heavy metalu. Po chwili na ekranie, jedno po drugim, wyświetlają się krótkie zdania: „Jeśli z powodzeniem ukończyłeś szkołę wyższą", „Jeśli jesteś specjalistą nauk technicznych", „Jeśli chcesz wykorzystać swoją wiedzę, damy ci taką możliwość". Oczom widza ukazują się teraz zdjęcia łazienki, stołówki oraz sali gimnastycznej z podpisem „komfortowe warunki zakwaterowania". Gdy fotografie znikają, na monitorze widać młodych żołnierzy siedzących przy komputerach w nowoczesnych salach informatycznych. Między biurkami chodzą instruktorzy prowadzący zajęcia. Wyświetlające się napisy zapewniają, że każdy kursant spotka się z indywidualnym podejściem, a do jego dyspozycji zostaną oddane świetnie wyposażone laboratoria oraz sprzęt wojskowy, wykorzystujący najnowsze technologie. Na końcu minutowego materiału pojawia się hasło „oddział naukowy". Wideo po raz pierwszy zamieszczono w internecie w 2015 roku. Opublikowano je m.in. na popularnym rosyjskim portalu społecznościowym VKontakte.
Ogłoszenie to jest częścią akcji rekrutacyjnej prowadzonej przez Ministerstwo Obrony Federacji Rosyjskiej, które poszukuje młodych programistów, informatyków i techników mogących zasilić szeregi cyberżołnierzy.
Hakerzy jak artyści
Podczas czerwcowego spotkania z szefami międzynarodowych agencji informacyjnych w Petersburgu Władimir Putin zaprzeczył, by to rosyjscy hakerzy ingerowali w wybory prezydenckie w USA. Prezydent, zachowując minę pokerzysty, powiedział: „Hakerzy są wolnymi ludźmi jak artyści. Jeśli artysta wstaje rano i ma dobry humor, to cały dzień maluje. Tak samo jest z hakerami". Przez moment na jego twarzy pojawił się ledwo dostrzegalny uśmiech. „Obudzili się rano, przeczytali, co dzieje się w stosunkach międzynarodowych i jeśli są nastawieni patriotycznie, zaczynają wnosić swój wkład w walkę z tymi, którzy źle mówią o Rosji" – dodał Putin. Na koniec podkreślił, że Rosja nie zajmuje się atakami hakerskimi na szczeblu państwowym, a tak w ogóle to wątpi, by mogły one znacząco wpłynąć na wynik wyborów w innym kraju.
Trzeba przyznać, że podczas tego spotkania z dziennikarzami Władimir Putin wykazał się niezwykłą skromnością. Amerykańskie agencje wywiadowcze i firmy zajmujące się cyberbezpieczeństwem już w zeszłym roku stwierdziły, że to Moskwa stoi za atakami na sztab wyborczy demokratów, które miały pomóc Donaldowi Trumpowi w zwycięstwie. Co więcej, według badań firmy „Zecurion", zajmującej się bezpieczeństwem danych, Rosja należy do pierwszej piątki krajów świata, jeśli chodzi o wyszkolenie i poziom rozwoju cyberwojsk. Moskwa ma wydawać na ich funkcjonowanie 300 milionów dolarów rocznie, a w ich strukturach zatrudnianych jest ponad tysiąc osób.
Kałasznikow przy głowie
Doniesienia, że w rosyjskich siłach zbrojnych funkcjonują wojska przeznaczone do walki w cyberprzestrzeni, pojawiają się od kilku lat. Długo jednak brakowało na to niezbitych dowodów. W 2013 roku Interfax, powołując się na anonimowe źródło w kręgach władzy, pisał, że taka formacja powstała w strukturach armii. Z kolei dwa lata później agencja TASS donosiła, że „jednostki operacji informacyjnych" zostały rozlokowane na Krymie. W tym samym roku rzecznik Ministerstwa Obrony stwierdził, że Moskwa rozwija technologie niezbędne do prowadzenia wojny w cyberprzestrzeni. Media pisały również o trwającej w sieci rekrutacji do nowych sił. Wątpliwości i domysły rozwiał ostatecznie Siergiej Szojgu. W lutym br. podczas prezentowania w Dumie danych o działalności swojego resortu przyznał, że w Rosji utworzono wojska ds. operacji informacyjnych. Minister obrony stwierdził, że te jednostki będą o wiele bardziej efektywne od tych, których używano w przeszłości.