Choć teraz każda strona będzie przekonywać, że wygrała, to trudno się cieszyć z wyroku, bo Polska na nim nie wygrywa. Unijny trybunał uznał bowiem, że prawo europejskie pozwala SN zakwestionować niezależność wprowadzanej z wielkim hukiem do Sądu Najwyższego Izby Dyscyplinarnej, wskazuje też na upolitycznienie formuły funkcjonowania Krajowej Rady Sądownictwa, w której politycy zyskali dominujący wpływ na decyzję o tym, kto może być sędzią. Nie sposób mieć tu satysfakcję powtarzając: a nie mówiłem?
Wyrok TSUE jest ostrożniejszy niż czerwcowa opinia Rzecznika Generalnego, który szerzej zakwestionował polski model sądownictwa dyscyplinarnego. Ale przecież to nie koniec tej sprawy, bo w Luksemburgu jest jeszcze dotycząca tej samej kwestii skarga Komisji Europejskiej na Polskę. Tam może być bardziej jednoznacznie.
Dziś Sąd Najwyższy i Naczelny Sąd Administracyjny, które zadały Luksemburgowi pytania prejudycjalne o status KRS i nowych izb SN dostały odpowiedź, której się chyba spodziewały. Decyzje zostawiono jednak sądom krajowym: to SN i NSA będą oceniać legalność i niezależność Rady oraz nowych izb SN. I chyba można z grubsza przewidzieć, co zrobią: mogą pomijać Izbę Dyscyplinarną przy sprawach przenoszenia sędziów w stan spoczynku. Czy także sprawy dyscyplinarne nie będą już do niej trafiać? A co z drugą nową izbą SN: Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, która właśnie ocenia ważność wyborów? A co z wyrokami już wydanymi? Ocenią to sądy krajowe, ale patrząc na to, co TSUE uznał w sprawie Krajowej Rady Sądownictwa, która uczestniczy w powołaniu wszystkich sędziów, nie wygląda to dobrze i wykonanie wyroku Luksemburga będzie wywoływać wielkie perturbacje i może wywrócić sporą część sądownictwa. Ciekawe zresztą, czy tylko polskiego. Zakwestionowanie upolitycznionych mechanizmów mianowania sędziów może przecież wywrócić także model sądownictwa w Hiszpanii (na który Polska tak chętnie się powoływała), ale też w Niemczech, Francji czy Holandii.
Czytaj także: Wyrok Trybunału Sprawiedliwości ws. KRS i Izby Dyscyplinarnej SN
Prowadzona w naszym kraju „reforma" sądownictwa stała się dla Luksemburga pretekstem do wyznaczenia granic niezależności sądów we wszystkich krajach UE. Doczekaliśmy się więc wyroku, który bezwzględnie trzeba wykonać – niezależnie, jaka byłaby jego treść. W imię zasad, które premier Morawiecki próbował już podważyć mówiąc, że orzeczenie wykonamy, jeśli nie będzie wkraczał w krajowy ustrój sądownictwa. Tego typu wypowiedzi zdradzają skrajne niezrozumienie istoty wymiaru sprawiedliwości i przywołują na myśl postępki b. premier Beaty Szydło, która wiele miesięcy nie drukowała niekorzystnych dla władzy wyroków Trybunału Konstytucyjnego. Podobnie wypada ocenić pomysły, by wyrok TSUE oceniał teraz polski TK.