Konflikt między zwolennikami a przeciwnikami szczepień się zaostrza. Paliwa niewątpliwie dostarcza zdiagnozowanie u 18 osób na Mazowszu odry. Minister zdrowia jako winnych wskazuje obcokrajowców zza wschodniej granicy i antyszczepionkowców, równocześnie gorąco apeluje, by szczepić dzieci. Dlatego w tej sytuacji zdumiewa deklaracja, że przygotowany przez poprzedniego ministra projekt ustawy, na mocy której miał zostać utworzony system odszkodowań dla osób, które doświadczyły powikłań, trafił do zamrażarki. Szefujący resortowi Łukasz Szumowski obawia się, że rodzice będą się starali... wyłudzić pieniądze.
Rozumiem, że z punktu widzenia osoby stojącej na straży budżetu w sektorze zdrowia o wiele lepiej jest, gdy za rehabilitację takich dzieci rodzice płacą z własnej kieszeni (ok. 100 zł za godz.). Oczywiście mogą próbować dochodzić odszkodowań na drodze sądowej, ale gdy do wyboru jest walka o zdrowie dziecka lub o pieniądze, wybiera się to pierwsze.
Nie wolno bagatelizować chorób zakaźnych, ale też nie powinno się umniejszać znaczenia powikłań poszczepiennych. Bo to nie zawsze jest lekka gorączka czy nieutulony płacz, ale także drgawki czy wstrząs anafilaktyczny. I choć lekarze rzadko zgłaszają przypadki niepożądanych odczynów poszczepiennych (NOP), rodzice wolą ufać własnym oczom. I jeśli widzą, że dziecko nagle ma kłopoty ze zdrowiem, nie chcą szczepień kontynuować.
Potwierdzają to wyniki ankiety (2 tys. osób) przeprowadzonej przez STOP NOP, organizację zrzeszającą rodziców, których dzieci doświadczyły takich powikłań. Według niej 38 proc. sceptycznych wobec szczepień rodziców zrezygnowało z nich po tym, jak u dziecka doszło do pogorszenia zdrowia. Jasne, że wśród osób działających w ruchach antyszczepionkowych jest wielu wierzących w spisek firm farmaceutycznych i lecznicze diety. Ale czasami barierą przed szczepieniami nie jest brak zdrowego rozsądku, ale strach.
Może więc lepiej, zamiast krytykować, wyśmiewać czy stawiać policję pod drzwiami szpitali (by rodzice nie porwali noworodka w obawie przed szczepieniami), zawalczyć o tych, którzy boją się o zdrowie dziecka. I zastanowić się nad modyfikacją kalendarza szczepień, poprawić kwalifikację do nich, stworzyć fundusz kompensacyjny czy dać dzieciom z powikłaniami pierwszeństwo do rehabilitacji. Niech rodzice poczują, że w razie czego nie zostaną sami z tym problemem. To chyba lepsze niż ostra wojna z antyszczepionkowcami. Bo z niej, jak widać, nie wynika nic dobrego. Tylko odra.