Przed zbliżającym się okresem urlopowym warto jeszcze raz odnieść się do dyskusji nad „Polskim Ładem" (PŁ) tym bardziej, że niebawem wielu polityków rządzącej koalicji ma wyruszyć w teren, by zwiększyć poparcie wyborców dla tego dokumentu. W dyskusji zgłoszono wiele szczegółowych wątpliwości i uwag krytycznych dotyczących najczęściej zmian w podatkach. Nie zostały jednak jak dotąd wystarczająco wyeksponowane bądź nawet wskazane, niektóre poważne zagrożenia, jakie PŁ stwarza nie tylko dla gospodarki, ale także dla całej architektury instytucjonalnej kraju zbudowanej po 1989 r. Co istotne, najważniejsze z tych zagrożeń to próba wciągnięcia partii opozycyjnych, a także ekspertów, w grę polegającą na ogniskowaniu uwagi i poparcia na poszczególnych pojedynczych elementach programu, w wyniku czego z debaty „wyparowują" kluczowe dylematy systemowe, które w rzeczywistości przesądzą o przyszłości kraju, czyli o faktycznym polskim ładzie.
Ład, jako ogólne pojęcie, wywołuje niezależnie od kontekstu pozytywne skojarzenia. Podobnie ma się rzecz z przymiotnikiem „polski", w każdym razie wśród rodaków. Połączenie tych dwu pojęć powinno budzić tym bardziej pozytywne doznania i emocje. I pewnie mogłoby tak się stać, gdyby nie wielki rozziew między niskim merytorycznym poziomem dokumentu a jego wysoko mierzącym tytułem. Semantyka musiała być dla obecnej władzy bardzo istotna, jeśli podjęła ona właściwie w ostatniej chwili decyzję o zastąpieniu „nowego ładu" „polskim ładem". Można się oczywiście zastanawiać, czy jej powodem była obawa przed skojarzeniami z dystopiami w rodzaju Nowego wspaniałego świata Huxleya czy raczej niewygodne pytanie o to, dlaczego potrzebna jest koncepcja nowego ładu, jeśli ciągle obowiązuje „stara" Strategia Odpowiedzialnego Rozwoju, a pierwsza kadencji rządów przyniosła rzekomo wielkie sukcesy. Nawet jeśli zastąpi się „nowy ład" „polskim", to wątpliwości dotyczące relacji z przeszłością i tak pozostają: w jakim stopniu PŁ ma być próbą skonsolidowania „nowego ładu" tworzonego po 2015 pod nazwą „dobrej zmiany"?
Kwestie terminologiczne komplikują się jeszcze bardziej, jeśli zapytamy, czy „Polski Ład" oznacza to samo, co „Ład dla Polski". „Polski" użyty przymiotnikowo sugeruje specyfikę w stosunku do innych krajów, co przemawia za spojrzeniem przez pryzmat alternatywnych modeli kapitalizmu. Z kolei określenie „dla Polski" nie sugerowałoby, że chodzi o odmienne rozwiązania, lecz raczej optymalne dla kraju i narodu jako całości. Dopuszczałoby tym samym zgodność interesu kraju z interesem UE. Byłoby ono też bardziej trafne, gdyby chciano wyeksponować stan po zakończeniu pandemii. W tym kontekście nasuwa się też pytanie o geograficzny zakres PŁ. Jeśli w tytule nie dokonano by zmiany, to w domyśle chodziłoby o nasze miejsce w ładzie światowym lub co najmniej europejskim. Jeśli natomiast „nowy" zastępuje się „polskim", to pomija się fakt, że obecna pandemia jest par excellence szokiem globalnym i mało sensowne jest budowanie ładu krajowego w oderwaniu od uwarunkowań międzynarodowych. Te wydawałoby się niepotrzebne zabawy terminologiczne prowadzą nas jednak do bardzo ważnej kwestii: czy głównym powodem zmiany nazwy na „Polski Ład" nie była chęć podkreślenia odrębności od UE? Wydaje się to całkiem prawdopodobne, nawet jeśli paradoksalnie J. Kaczyński ciągle wraca do UE jako punktu odniesienia przy określaniu celu PŁ, jakim ma być dogonienie Europy do końca dekady pod względem PKB na mieszkańca. Tak czy inaczej, uporządkowanie kwestii terminologicznych jest niezbędne przy każdej próbie określenia, czym PŁ jest, czym nie jest, czym mógłby być i czym powinien lub nie powinien być. Chodzi bowiem w dużej mierze o to, czy PŁ to głównie opis rzeczywistości czy pożądanego stanu docelowego.
Zamiast na przymiotniki uwaga powinna zostać być może skierowana raczej na adekwatność samego pojęcia „ład". I tu dokument jest najbardziej niejasny. W sensie ogólnym, a tak zostało użyte, pojęcie to sugeruje kompleksowość, wielowarstwowość i równowagę powiązanych ze sobą elementów, a więc te cechy, których wyłaniający się z dokumentu „obiekt" właściwie nie posiada. W odniesieniu do danego kraju (systemu) powinno to zatem oznaczać uwzględnienie co najmniej trzech podsystemów – społecznego, politycznego i gospodarczego. W rzeczywistości w dokumencie przyjęto bardzo wąskie rozumienie PŁ: został on zdefiniowany jako „kompleksowa strategia przezwyciężenia skutków pandemii", jako „nasz plan gospodarczej odbudowy" oraz jako „nasza odpowiedź na największy kryzys w naszej powojennej historii". Jest to ujęcie bardzo wąskie nawet w odniesieniu do samego podsystemu gospodarczego i nijak się ma do przywoływanych w dokumencie historycznych analogii z New Deal F. D. Roosevelta czy z Planem Marshalla.
Bolesny obowiązek
W dokumencie nie zadbano nawet o to, aby zachować spójność między sposobem rozumienia istoty PŁ a jego celami. Pierwszy cel („jak najszybszy powrót na ścieżkę wzrostu gospodarczego") można jeszcze uznać za spójny z przyjętą wąską definicją PŁ. Trudno natomiast zrozumieć, jak drugi cel („kontynuowanie budowy polskiego państwa dobrobytu") można w ogóle rozpatrywać z pominięciem politycznego wymiaru ładu. Osobną, w zasadzie dyskwalifikującą merytorycznie dokument kwestią, jest brak nie tylko logicznego, ale właściwie jakiegokolwiek wyjaśnienia powiązań między: a) celami PŁ a zawartymi w nim „pięcioma fundamentami"; b) między „pięcioma fundamentami" a dziesięcioma „elementami" PŁ; c) między poszczególnymi „fundamentami" i między poszczególnymi „elementami". Przy całym upodobaniu autorów do produkowania slajdów, nie ma w PŁ nawet prostych diagramów strzałkowych, które pozwoliłyby wyrobić sobie przynajmniej ogólny pogląd na podstawowy kierunek i charakter tych powiązań. Bez tego nie sposób nawet w przybliżeniu określić prawdopodobieństwa realizacji wspomnianych dwu celów PŁ.