Swego czasu mówił pan, że rynek w Polsce idzie w kierunku PRS (private rented sector), czyli najmu instytucjonalnego, choć może jeszcze tego nie widać. Wygląda na to, że PRS bardzo przyspieszył.
Dziś mogę pewnie uchodzić za wizjonera. Ruch na tym rynku jest niewyobrażalny. Zawierane są wielkie transakcje. Powszechnie znany jest zakup niemal 700 mieszkań od Marvipolu przez szwedzki fundusz Heimstaden Bostad. Na rynek wchodzą kolejne firmy. Z całą pewnością wpłynie to na rynek mieszkań na sprzedaż i ich ceny. Podaż lokali jest mała, wydaje się mniej pozwoleń na budowy. Procedury administracyjne się ślimaczą. Jak z tej podaży wyrwiemy jeszcze część mieszkań, kierując jena wynajem instytucjonalny, to musi się to skończyć wzrostem cen.
Do niedawna fundusze poczynały sobie u nas bardzo nieśmiało. Dlaczego rozpędziły się właśnie teraz?
Fundusze te pochodzą najczęściej z Niemiec, Austrii, ze Szwecji. W tych krajach mają już wielkie portfele mieszkań na wynajem. Z racji pewnego nasycenia nie ma sensu tej oferty powiększać. Jest też bariera ekonomiczna. Grunty pod mieszkania w sąsiednich krajach są już tak drogie, że projekty nie zgadzają się nawet na papierze. Tymczasem napływające do tych firm pieniądze muszą gdzieś znaleźć ujście. Ciekawym miejscem do inwestowania staje się Polska. Mieszkania na wynajem instytucjonalny stanowią u nas ok. 1 proc. całego rynku. Wydaje się to drastycznie mało. We wspomnianych wcześniej krajach ten poziom plasuje się między 15 a 50 proc. Oczywiście, Polska ma pewną specyfikę, pewną historię, która sprawia, że skłonność do wynajmu nie będzie tak duża jak za granicą.
Jakie budynki są na celowniku funduszy? Każdy blok deweloperski jest atrakcyjny?