Zasada działania odporności stadnej jest prosta – sumując jednostki uodpornione na koronawirusa, otrzymujemy pewną część populacji, która jest niewrażliwa na zachorowanie, a tym samym nie przekazuje choroby dalej. Przeprowadzone przez naukowców analizy przebiegu obecnej epidemii wskazują, że średnio od jednej osoby chorej zarażają się trzy zdrowe. Dzieje się tak przy założeniu, że wszyscy są wrażliwi na zakażenie. Osoby, które nabyły już odporność, przerywają rozprzestrzenianie się zarazka. Tak właśnie tworzy się tzw. odporność zbiorowiskowa lub stadna.
Zwiększając udział osób odpornych na infekcję w określonej zbiorowości, dochodzimy do momentu, który epidemiolodzy określają jako współczynnik propagacji R0, który spada poniżej 1. Oznacza to, że epidemia od takiego momentu już nie postępuje, gdyż systematycznie spada liczba nowych zakażeń. Ci, którzy już są odporni na patogen, stanowią również naturalną ochronę dla podatnych na zakażenie, ponieważ go nie przenoszą.
Tak zwane klasyczne choroby zakaźne znacznie łatwiej przenoszą się niż Covid-19. Chory na krztusiec przekazuje patogen średnio 17 osobom, chory na odrę zaraża średnio od 12 do 18 innych osób. Nieleczona gruźlica przenosi się z jednej na dziesięć osób, a ospa prawdziwa, której się pozbyto się pod koniec XX wieku, zakażała średnio od 3,5 do 8 osób. Grypa sezonowa ląduje w tym zestawieniu poniżej koronawirusa z R0 mniejszym niż 2.
Patogen też chce przetrwać
Aby odporność populacyjna skutecznie przerwała przebieg epidemii, potrzebny jest konkretny odsetek osób odpornych na określoną chorobę. A ten zależy od stopnia zakaźności konkretnego patogenu. Na przykład odra jest bardziej zakaźna od świnki, więc żeby przerwać epidemię odry, odsetek osób uodpornionych powinien wynosić od 83 do 95 proc., kiedy dla świnki „wystarczy" od 75 do 86 proc. Żeby przerwać transmisję wirusa Ebola wystarczy, że 60 proc. ludzi w danym regionie będzie uodpornionych. Szacowany odsetek dla przerwania epidemii koronawirusa mieści się w przedziale 60–74 proc. uodpornionych.