„Odrzuceniu podlegają oferty (...) złożone po wyznaczonym terminie do składania ofert" – stanowił regulamin konkursu na prezesa TVP, który w 2016 r. przeprowadziła Rada Mediów Narodowych. Termin upłynął 15 września 2016 r. o godz. 16. Jacek Kurski złożył dokumenty ponad 20 minut później, co nie przeszkodziło mu ten konkurs wygrać. W dodatku pracownica Wydziału Podawczego Kancelarii Sejmu przyjęła ofertę, mając za plecami swojego szefa.
Dotarliśmy do nowych szczegółów sprawy, którą opisujemy od września 2016 r. To wtedy po raz pierwszy zrekonstruowaliśmy przebieg wydarzeń. Z relacji świadków wynikało, że Kurski co prawda wszedł do Wydziału Podawczego tuż przed godz. 16, ale później jeszcze przez ponad 20 minut kserował dokumenty. To niezgodne z regulaminem, który mówił, że „pisemne zgłoszenie do konkursu należy złożyć w zaklejonej kopercie".
W grudniu 2017 r. pisaliśmy, że na kopercie Kurskiego przybito tylko stempel z datą i zabrakło godziny dopisanej długopisem, którą mieli inni kandydaci, składający ofertę tego dnia. Ujawniliśmy też, że prokuratura zdecydowała o niewszczynaniu śledztwa, choć z nagrań monitoringu wynika, że Kurski rzeczywiście złożył ofertę po terminie, a konkretnie o godz. 16.05.
W kwietniu 2018 r. informowaliśmy, że elektroniczny zegar na nagraniach z monitoringu prawdopodobnie został cofnięty o kilkanaście minut. Nasze nowe źródła potwierdziły bowiem, że Kurski złożył dokumenty po godz. 16.20. To nie koniec kontrowersji. Jak pisaliśmy, pracownica stemplowała Kurskiemu puste koperty, do których dopiero potem trafiły dokumenty.
Teraz ustaliliśmy, że mężczyzna obecny podczas składania dokumentów, którego nasi świadkowie wcześniej identyfikowali jako funkcjonariusza BOR, jest w rzeczywistości naczelnikiem Wydziału Podawczego Biura Prawnego i Spraw Pracowniczych Kancelarii Sejmu. Stał za ladą obok pracownicy przyjmującej dokumenty, choć na co dzień nie pracuje w tym miejscu.