Głowa państwa przemeblowuje Kancelarię Prezydenta. Jednak doradcami Andrzeja Duda nie zostają gospodarcze czy medyczne tuzy. Prezydent zatrudnia polityków i speców od marketingu politycznego, ale nie ekspertów, którzy mogliby mu doradzać np. w sprawie ochrony zdrowia.
A jeszcze w kampanii prezydenckiej wypowiadał się na temat pandemii. W czerwcu chwalił się: „Wprowadziliśmy programy tarczy antykryzysowej. Miliard złotych dziennie jest wypłacanych przedsiębiorcom, żeby ratowali miejsca pracy. W 2015 r., kiedy przejmowaliśmy władzę od koalicji PO–PSL, bezrobocie wynosiło ponad 9 proc. W najgorszym momencie pandemii koronawirusa bezrobocie wzrosło do 6 proc., czyli było niższe niż wtedy, kiedy oni rządzili. Byli gorszym wirusem niż, proszę państwa, koronawirus. Dla polskiej gospodarki byli gorsi niż koronawirus" – grzmiał kandydat PiS na prezydenta podczas wiecu w Krakowie.
Kiedy walka wyborcza się zaostrzała, prezydent nie miał skrupułów, żeby zawalczyć o antyszczepionkowców i wyborców Konfederacji, którzy sprzeciwiają się rygorom związanym z obostrzeniami wprowadzonymi w czasie pandemii. Gdy przedstawiciele Ministerstwa Zdrowia apelowali do Polaków o zasłanianie nosa i ust, prezydent deklarował, że maseczek nosić nie lubi.
W czasie „debaty" w Końskich wypalił też, że „absolutnie nie jest zwolennikiem jakichkolwiek szczepień obowiązkowych". To się opłacało, bo wybory wygrał również dzięki głosom radykalnej prawicy i antyszczepionkowców.
We wrześniu Andrzej Duda o pandemii mówił tak: „Jest wzrost zachorowań, ale cały czas panujemy nad tą pandemią, nie ma dzisiaj żadnego zagrożenia wybuchem", i dodawał: „wypłaszczenia spodziewamy się od połowy października". Kiedy prezydent uspokajał Polaków, było 1587 nowych przypadków koronawirusa, a teraz jest ich ok. 5000. Dzisiaj Andrzej Duda zachowuje się, jakby pandemia nie istniała. Umywa ręce od kryzysu. Nie inicjuje debaty, nie przedstawia projektów ustaw, nie zwołuje Rady Bezpieczeństwa Narodowego, nie podpowiada rządowi.