Można na wzrost notowań Sławomira Mentzena oraz Konfederacji zareagować na dwa sposoby. Pierwszy ogranicza się do zakrzyknięcia „faszyści!”, a potem czerpania satysfakcji nie tylko z dokonania tak błyskotliwej analizy, ale także ze stanięcia po dobrej stronie. Drugi zmusza do bliższego przyjrzenia się temu, dlaczego w grupie Polek i Polaków do 44. roku życia Mentzen uzyskałby dzisiaj najwyższy wynik, i wskazania przyczyn popularności tego populistycznego polityka i jego formacji. Zdecydowałem się na drugi sposób wyjaśnienia tego fenomenu, choć rozumiem, że pierwszy ma swoje zalety, zwłaszcza psychologiczne.
Sławomir Mentzen i Konfederacja konsekwentnie opowiadają się przeciw imigracji
Pierwszą i najważniejszą przyczyną wzrostu popularności Konfederacji jest jej stanowczy i – co istotne – niezmienny negatywny stosunek do imigracji, zarówno tej z Afryki i Azji, jak i z Ukrainy. Po prostu Mentzen et consortes od zawsze byli przeciwni jakiemukolwiek napływowi „obcych” do Polski. Nie oceniając moralnej i ekonomicznej strony tej postawy, trzeba przyznać, że w tej narracji byli konsekwentni, czego nie można powiedzieć o ich konkurentach, w tym PiS i PO. Te dwie partie tak długo wzajemnie oskarżały się o sprowadzanie imigrantów do naszego kraju, że przytłaczająca większość wyborców została przekonana, że wina leży po jednej lub po drugiej stronie.
Czytaj więcej
W najnowszym badaniu IBRiS dla „Rzeczpospolitej” Konfederacja przebiła już 17 proc. poparcia. Co to oznaczy dla największych partii i jak może się przełożyć na wyniki prezydenckie? Czy Sławomir Mentzen ma szanse przeskoczyć w pierwszej turze Karola Nawrockiego?
Ale właśnie nie po stronie Konfederacji – nie dość, że to ugrupowanie nigdy nie rządziło, to jeszcze konsekwentnie od wielu lat wyrażało głośno swój sprzeciw wobec napływu do Polski „obcych”. W narodzie tak bardzo homogenicznym i tak wielce lękającym się „innych” musiało to w końcu zacząć przynosić polityczne frukta.
Dlaczego rosną w Polsce nastroje antyimigranckie i antyukraińskie?
Druga przyczyna jest związana z pierwszą. Zobrazuję ją pewną anegdotką. Gdy niedawno brałem udział w pewnej konferencji politologicznej, prawie wszyscy wyrażali swoje obawy związane ze wzrostem popularności ruchów populistycznych, szczególnie tych żerujących na lękach przed imigrantami. I prawie wszyscy zgromadzeni zgodnie stwierdzili, że nie bardzo to rozumieją, bo przecież nie tylko Polska i inne kraje europejskie potrzebują młodej siły roboczej, ale jeszcze owa ludność napływowa mogłaby wzbogacić naszą kulturę. Zauważyłem wówczas, że może nasz afirmatywny stosunek do płynących pontonami z Afryki ludzi może mieć związek z tym, że prawdopodobnie stosunkowo mało jest wśród nich profesorów politologii. Mój kostyczny żart nie znalazł poklasku.