Opozycja twierdzi, że nie poradził pan sobie z przeprowadzeniem wyborów za granicą. Były nawet głosy domagające się pańskiej dymisji.
Kwestia wyborów za granicą została już wielokrotnie wyjaśniona. MSZ nie tylko sobie z tym poradził, ale poradził sobie bardzo dobrze! W wyborach wzięło udział pół miliona Polaków żyjących poza krajem. To były wybory głównie korespondencyjne – takie rozwiązania narzuciły nam państwa, gdzie mieszka najwięcej naszych rodaków. A mimo to w drugiej turze wzięło w nich udział aż 83 proc. osób, którym wysłaliśmy karty do głosowania, podczas gdy w wyborach bezpośrednich głosowało 77 proc. tych, którzy zgłosili wcześniej taki zamiar. Opozycja sugerowała, że te 13 proc. głosów gdzieś zaginęło. Tymczasem w większości nie zostały one wysłane, np. przez tych, którzy w pierwszej turze głosowali na innego kandydata.
Gdy w 2015 r. wybory prezydenckie nadzorował mój poprzednik Grzegorz Schetyna, tylko 66 proc. głosujących odesłało karty do głosowania.
Kampania prezydenta była naznaczona wieloma elementami antyniemieckimi, do MSZ został wezwany niemiecki chargé d'affaires. Na ile to może wpłynąć na nasze stosunki z Berlinem?
Stosunki z Niemcami są dobre. Rzeczywiście, mamy za sobą nerwową kampanię, a wypowiedzi w mediach z większościowym kapitałem niemieckim tu, w Polsce, i w samych Niemczech mogły być odbierane jako próba wpływania na nasze wybory.