Po eurowyborach: Putin trochę się cieszy, trochę martwi

Prorosyjskie partie, mocno prawicowe, w kilku ważnych krajach zanotowały dobre lub nawet bardzo dobre wyniki. Wielkim przegranym eurowyborów jest natomiast najsilniejsze od lat prorosyjskie lobby w Unii - niemiecka SPD.

Aktualizacja: 27.05.2019 14:10 Publikacja: 27.05.2019 14:03

Po eurowyborach: Putin trochę się cieszy, trochę martwi

Foto: AFP

Oczywiście nie wiem, w jakim humorze po zakończonych wczoraj wyborach do Parlamentu Europejskiego jest prezydent Władimir Putin - nie tylko dlatego, że we własnym kraju ma do przemyślenia wyniki badań o rekordowo niskim zaufaniu społecznym dla niego samego. Przede wszystkim dlatego, że z Kremla nic nie wycieka.

Pozostaje nam interpretacja. Niekoniecznie musi być trudna - partie prorosyjskie raczej nie ukrywają swojego zachwytu Putinem, a jak niechętnie o tym informują, to trzeba się przyjrzeć, jak im (i ich, zazwyczaj byłym, liderom) idą interesy z Rosją w strategicznych dziedzinach.

Z sześciu największych państw Unii Europejskiej w co najmniej dwóch wygrały partie zarówno eurosceptyczne, jak i prorosyjskie - we Włoszech Liga Mattea Salviniego, a we Francji Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen. Napisałem "co najmniej dwóch" a nie „trzech”, bo nie do końca jestem przekonany, czy dla zwycięskiej w Wielkiej Brytanii Partii Brexitu pod wodzą Nigela Farage'a, stosunek do Moskwy ma duże znaczenie. Ale nie będę się upierał. Niech będzie, że w pierwszej unijnej szóstce jest remis 3:3. Bo w pozostałych trzech czołowych krajach partie, których działalność jest korzystna dla Moskwy, albo nie uzyskały żadnego mandatu (Polska), albo zaistniały lokalnie (separatyści katalońscy w Hiszpanii), albo poniosły porażkę (Niemcy).

Niemcy to przypadek szczególny, bo prorosyjskie są tam partie zarówno z głównego nurtu - socjaldemokratyczna SPD, jak i spoza niego - postkomunistyczna Lewica oraz (izolowana przez wszystkich) skrajnie prawicowa Alternatywa dla Niemiec.

Współrządząca federacją SPD zanotowała najgorszy wynik wyborczy od niepamiętnych czasów (15,8 procent), wydaje się, że już na trwałe wypadła z wielkie dwójki na scenie politycznej (była na niej obok chadeckiej CDU/CSU). Jej miejsce mogą zająć Zieloni (20,5 proc. prawie dwa razy tyle, co pięć lat wcześniej), którzy są najbardziej krytyczną partią wobec nowego imperializmu Kremla. AfD zanotowała trochę gorszy wynik (11 proc.) proc., niż w wyborach do Bundestagu w 2017 (wtedy 12,6 proc. i została trzecią siłą), ale lepszy niż w poprzednich do europarlamentu. Wygrała jednak w dwóch landach byłej NRD Brandenburgii i Saksonii,gdzie 1 września odbywają się wybory do miejscowych parlamentów. Postkomunistyczna Lewica spada powoli w niebyt (5,5 proc., w wyborach do Bundestagu 9,2 proc).

Przetasowania na niemieckiej scenie politycznej czynią coraz bardziej prawdopodobnym niemiecki rząd koalicyjny CDU/CSU i Zielonych, co jest dobrym sygnałem dla Polski i innych państw regionu. Bo byłby to rząd najmniej powiązany z Rosją ze wszystkich, jakie sobie można wyobrazić w najważniejszym kraju Unii Europejskiej.

Poza pierwszą unijną szóstką najlepszy wynik zanotował bliski w wielu kwestiach Kremlowi węgierski Fidesz Viktora Orbána (ponad połowa.głosów)
 
W sąsiedniej Austrii niezły wynik zanotowała skrajnie prawicowa FPÖ, której prorosyjskość znana była od dawna, ale dała się podziwiać w pełnej krasie na ujawnionych ledwie dziesięć dni temu taśmach prawdy z Ibizy. Widać na nich, jak jej, były już, lider Heinz-Christian Strache, robi interesy w stylu kremlowskich oligarchów z kobietą przedstawiającą się jako siostrzenica rosyjskiego miliardera. Po takiej aferze (rząd prawicowej ÖVP z FPÖ wyleciał w powietrze, a pół świata wyraziło oburzenie na Strachego i zaklinało się, że nigdy z nikim podobnym nie wejdzie w sojusze) rezultat 17,2 proc. jest właśnie niezły (tylko 2,5 pkt procentowego mniej niż w pięć lat wcześniej i 3,3 pkt proc. mniej niż w wyborach do parlamantu w Wiedniu w 2017).

Putin zna dobrze niemiecki, więc pewnie wieści z krajów niemieckojęzycznych przyciągają szczególnie jego uwagę. Tak czy owak ogólne wpływy partii prorosyjskich są w UE dosyć stabilne, dzięki temu, że kraje unijne są tak różnorodne, w jednym kraju Kreml traci, w innym zyskuje.

Oczywiście nie wiem, w jakim humorze po zakończonych wczoraj wyborach do Parlamentu Europejskiego jest prezydent Władimir Putin - nie tylko dlatego, że we własnym kraju ma do przemyślenia wyniki badań o rekordowo niskim zaufaniu społecznym dla niego samego. Przede wszystkim dlatego, że z Kremla nic nie wycieka.

Pozostaje nam interpretacja. Niekoniecznie musi być trudna - partie prorosyjskie raczej nie ukrywają swojego zachwytu Putinem, a jak niechętnie o tym informują, to trzeba się przyjrzeć, jak im (i ich, zazwyczaj byłym, liderom) idą interesy z Rosją w strategicznych dziedzinach.

Pozostało 85% artykułu
Publicystyka
Andrzej Łomanowski: Rosjanie znów dzielą Ukrainę i szukają pomocy innych
Publicystyka
Zaufanie w kryzysie: Dlaczego zdaniem Polaków politycy są niewiarygodni?
Publicystyka
Marek Migalski: Po co Tuskowi i PO te szkodliwe prawybory?
Publicystyka
Michał Piękoś: Radosław, Lewicę zbaw!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Publicystyka
Estera Flieger: Marsz Niepodległości do szybkiego zapomnienia. Były race, ale nie fajerwerki