Oczywiście nie wiem, w jakim humorze po zakończonych wczoraj wyborach do Parlamentu Europejskiego jest prezydent Władimir Putin - nie tylko dlatego, że we własnym kraju ma do przemyślenia wyniki badań o rekordowo niskim zaufaniu społecznym dla niego samego. Przede wszystkim dlatego, że z Kremla nic nie wycieka.
Pozostaje nam interpretacja. Niekoniecznie musi być trudna - partie prorosyjskie raczej nie ukrywają swojego zachwytu Putinem, a jak niechętnie o tym informują, to trzeba się przyjrzeć, jak im (i ich, zazwyczaj byłym, liderom) idą interesy z Rosją w strategicznych dziedzinach.
Z sześciu największych państw Unii Europejskiej w co najmniej dwóch wygrały partie zarówno eurosceptyczne, jak i prorosyjskie - we Włoszech Liga Mattea Salviniego, a we Francji Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen. Napisałem "co najmniej dwóch" a nie „trzech”, bo nie do końca jestem przekonany, czy dla zwycięskiej w Wielkiej Brytanii Partii Brexitu pod wodzą Nigela Farage'a, stosunek do Moskwy ma duże znaczenie. Ale nie będę się upierał. Niech będzie, że w pierwszej unijnej szóstce jest remis 3:3. Bo w pozostałych trzech czołowych krajach partie, których działalność jest korzystna dla Moskwy, albo nie uzyskały żadnego mandatu (Polska), albo zaistniały lokalnie (separatyści katalońscy w Hiszpanii), albo poniosły porażkę (Niemcy).
Niemcy to przypadek szczególny, bo prorosyjskie są tam partie zarówno z głównego nurtu - socjaldemokratyczna SPD, jak i spoza niego - postkomunistyczna Lewica oraz (izolowana przez wszystkich) skrajnie prawicowa Alternatywa dla Niemiec.
Współrządząca federacją SPD zanotowała najgorszy wynik wyborczy od niepamiętnych czasów (15,8 procent), wydaje się, że już na trwałe wypadła z wielkie dwójki na scenie politycznej (była na niej obok chadeckiej CDU/CSU). Jej miejsce mogą zająć Zieloni (20,5 proc. prawie dwa razy tyle, co pięć lat wcześniej), którzy są najbardziej krytyczną partią wobec nowego imperializmu Kremla. AfD zanotowała trochę gorszy wynik (11 proc.) proc., niż w wyborach do Bundestagu w 2017 (wtedy 12,6 proc. i została trzecią siłą), ale lepszy niż w poprzednich do europarlamentu. Wygrała jednak w dwóch landach byłej NRD Brandenburgii i Saksonii,gdzie 1 września odbywają się wybory do miejscowych parlamentów. Postkomunistyczna Lewica spada powoli w niebyt (5,5 proc., w wyborach do Bundestagu 9,2 proc).