Czasu jest coraz mniej, spekulacji przybywa. Wszyscy zastanawiają się, co stało się z podwodną łodzią „Titan”. Pan potrafi oszacować obecną sytuację lepiej niż my wszyscy. Jakie ma pan przeczucia?
Arthur Loibl – niemiecki przedsiębiorca, który w 2021 roku był na pokładzie łodzi podwodnej „Titan”: Jestem przerażony. Znam osobiście dwie osoby, które są na pokładzie tej łodzi. Z jedną z nich miałem kontakt w ubiegłą sobotę. To tragedia. Towarzyszą mi bardzo złe przeczucia. Niestety jestem zdania, że czas się skończył. Zakładając, że jeśli tlenu wystarczy jeszcze na kilka godzin, to nawet gdyby osoby te zostały teraz znalezione, akcja ratunkowa będzie wymagała czasu. Dlatego według mnie czasu już nie ma.
Czytaj więcej
Wciąż nie udało odnaleźć się zaginionej łodzi podwodnej Titan, na pokładzie której pięć osób wyruszyło w niedzielę, by obejrzeć wrak Titanica, zalegający na głębokości 3800 metrów. Ekspert tłumaczy, dlaczego odnalezienie łodzi jest takie trudne. Według szacunków, załodze kończy się tlen.
Na pewno zastanawiał się pan nie jeden raz, co mogło się wydarzyć, dlaczego tak krótko po rozpoczęciu zanurzania się łodzi kontakt z osobami na jej pokładzie został utracony. Co się pana zdaniem stało?
Można tylko przypuszczać, co się wydarzyło. Według mnie system elektryczny całkowicie zawiódł. A to oznacza, że nie mogli manewrować, nie mogli też wysyłać żadnych sygnałów i prawdopodobnie w ogóle nie widzą, gdzie się znajdują. W takiej sytuacji zawodzą wszelkie urządzenia. Kontakt z osobami na pokładzie urwał się po półtorej godziny, łódź nie zdążyła w tym czasie zapewne zejść na dno. Prądy zmieniają się co kilkaset metrów. Nie wiadomo, dokąd ich poniosły.