Londyński szczyt NATO przebiegł zgodnie z oczekiwaniami. Tam, gdzie było można, wystąpiły rozdźwięki i uszczypliwości. Nawet personalne żarty. Ze względu na te formalne i merytoryczne rozbieżności szczyt został ograniczony do trzech godzin. Nie chciano tworzyć trybuny do rozdrapywania ran. Komunikat końcowy jest więc dość lapidarny. Optymiści, do których należałem, zakładali, że szczyt zdecyduje o rozpoczęciu prac nad nową koncepcją strategiczną. No i szczyt zdecydował, żeby Sekretarz Generalny NATO rozpoczął pracę w tym kierunku. O tym mówi art 7 komunikatu.
To nie są prace nad nową koncepcją strategiczną. To prace techniczne prowadzące do procesu uruchomienia debaty nad nową koncepcją strategiczną. To jest decyzja w krytykowanej formule NATO, którą krytycy streszczają: No Action, Talk Only. Londyński szczyt chciał zaprzeczyć tym zarzutom.
Komunikat potwierdza cele i zadania sojuszu – ma to być sojusz obronny. Wskazuje zagrożenia ze strony agresywnych działań Rosji, potrzebę wzmocnienia gotowości do przeciwstawienia się zarówno tym zagrożeniom, jak i innym, z innych kierunków. Dzięki interwencji prezydenta Andrzeja Dudy sojusz przyznał, że agresywne działania Rosji są zagrożeniem dla bezpieczeństwa regionu transatlantyckiego. W 4 punkcie komunikatu sojusz potwierdził swoje zobowiązania na rzecz obrony wszystkich członków organizacji.
Chyba po raz pierwszy NATO wskazuje na wyzwania chińskie. Eufemistycznie ocenia, iż chińskie oddziaływania mogą być okazją, ale i wyzwaniem, na które Sojusz musi odpowiedzieć. Wielokrotnie wypowiadałem się, że jest to wskazanie zastępcze. NATO i Unia Europejska nie mogą sobie pozwolić na właściwą odpowiedź na agresję rosyjską. Wskazują zatem odległego wroga. Nie lekceważę Chin. Jednak czy na ulicach Brukseli czy Strasburga postrzegamy Chińczyków jako zagrożenie?
Szczyt ponownie potwierdził zobowiązania finansowe członków do wydania 2 proc. PKB na obronę. To ważne zobowiązanie, niestety ignorowane przez sojuszników. Niemcy uważają, że je spełniają, wydając pieniądze na pomoc humanitarną i rozwojową m.in dla państw afrykańskich. Jest w tym wiele racji. Ale zagrożenia te nie mają charakteru egzystencjalnego, tak jak zagrożenie rosyjskim imperializmem.