Już z dyplomem historyka wstąpił do Krajowej Szkoły Administracji Publicznej, uczelni powołanej na początku lat 90., żeby wykształcić dla nowej Rzeczypospolitej kompetentną administrację. Absolwenci uczyli się o etosie służby publicznej i mieli ten etos kształtować. Jednak po ukończeniu szkoły trafiali do urzędów publicznych, gdzie funkcjonowały układy, w których nie byli się w stanie odnaleźć. Gdy spotykały ich pierwsze dymisje, w „ksaperach”, jak sami się nazywali, wykształciło się silne poczucie wspólnoty i wzajemna lojalność. O Stasiaku mówiło się zaś, że jest twarzą KSAP.
Podobnie jak wielu kolegów trafił do Najwyższej Izby Kontroli, co okazało się znaczące i dla jego życia prywatnego, i dla kariery zawodowej. Tam poznał żonę Barbarę oraz Lecha Kaczyńskiego, promotora jego politycznej kariery. Ten ostatni cenił absolwentów KSAP i – w przeciwieństwie do wielu innych polityków – nie bał się ich zatrudniać.
Stasiak pełnił najwyższe funkcje państwowe. Był ministrem spraw wewnętrznych i administracji, potem szefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego, a ostatnio szefem Kancelarii Prezydenta. Nigdy jednak nie zapisał się do żadnej partii. W czasach gdy w warszawskim ratuszu był zastępcą Lecha Kaczyńskiego, jedna z gazet napisała, że jest członkiem PiS. Wzburzony Stasiak wysłał do redakcji list, że nie był, nie jest i nie będzie członkiem żadnej partii. Etos urzędniczy: uczciwość, sumienność, apolityczność, traktował z pełną powagą.
– Pamiętam, gdy w roku 1992 był czas buntu przeciw wstrzymaniu lustracji, organizowaliśmy manifestacje, rozwieszaliśmy ulotki. On brał udział w spotkaniach towarzyskich, ale trzymał się z boku. Czuć było, że dusza i serce mu się rwie, by działać, zasady jednak zabraniają. I trzymał się zasad – opowiada Amelia Łukasiak, znajoma Stasiaka z NZS, dziś dziennikarka.