Państwowiec niczym z II RP

Władysław Stasiak - Józefa Piłsudskiego kochał jak żołnierz I Brygady. Marzył o sanacji Polski odrodzonej w 1989 roku

Publikacja: 16.04.2010 03:08

Rok 2005. Władysław Stasiak (wówczas wiceprezydent Warszawy) wręcza nagrody najlepszym stołecznym po

Rok 2005. Władysław Stasiak (wówczas wiceprezydent Warszawy) wręcza nagrody najlepszym stołecznym policjantom

Foto: Fotorzepa, Darek Golik DG Darek Golik

W swoim gabinecie oprócz portretu i popiersia Marszałka na ścianie powiesił cytat z Piłsudskiego. O tym, że jedni zaczepieni przez psa na drodze próbują się odszczekiwać, drudzy zaś rozumieją, że pies ma taką naturę, iż szczeka. Idą dalej i dochodzą do celu. Władysław Stasiak należał do tych, którzy szli.

 

 

Urodził się we Wrocławiu, ale jego rodzina pochodzi z dalekich Kresów Wschodnich – znad Zbrucza. Na studiach zaangażował się w działalność Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Wrocławscy opozycjoniści zapamiętali jego charakterystyczną, wysoką, wyprostowaną sylwetkę – był szefem straży podczas studenckich strajków.

Gdy przyszedł rok 1989, działał w Komitecie Obywatelskim. Z jego listy startował na radnego Wrocławia. Jako jedyny nie uzyskał mandatu. Nigdy więcej nie stawał w wyborcze szranki.

Już z dyplomem historyka wstąpił do Krajowej Szkoły Administracji Publicznej, uczelni powołanej na początku lat 90., żeby wykształcić dla nowej Rzeczypospolitej kompetentną administrację. Absolwenci uczyli się o etosie służby publicznej i mieli ten etos kształtować. Jednak po ukończeniu szkoły trafiali do urzędów publicznych, gdzie funkcjonowały układy, w których nie byli się w stanie odnaleźć. Gdy spotykały ich pierwsze dymisje, w „ksaperach”, jak sami się nazywali, wykształciło się silne poczucie wspólnoty i wzajemna lojalność. O Stasiaku mówiło się zaś, że jest twarzą KSAP.

Podobnie jak wielu kolegów trafił do Najwyższej Izby Kontroli, co okazało się znaczące i dla jego życia prywatnego, i dla kariery zawodowej. Tam poznał żonę Barbarę oraz Lecha Kaczyńskiego, promotora jego politycznej kariery. Ten ostatni cenił absolwentów KSAP i – w przeciwieństwie do wielu innych polityków – nie bał się ich zatrudniać.

 

 

Stasiak pełnił najwyższe funkcje państwowe. Był ministrem spraw wewnętrznych i administracji, potem szefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego, a ostatnio szefem Kancelarii Prezydenta. Nigdy jednak nie zapisał się do żadnej partii. W czasach gdy w warszawskim ratuszu był zastępcą Lecha Kaczyńskiego, jedna z gazet napisała, że jest członkiem PiS. Wzburzony Stasiak wysłał do redakcji list, że nie był, nie jest i nie będzie członkiem żadnej partii. Etos urzędniczy: uczciwość, sumienność, apolityczność, traktował z pełną powagą.

– Pamiętam, gdy w roku 1992 był czas buntu przeciw wstrzymaniu lustracji, organizowaliśmy manifestacje, rozwieszaliśmy ulotki. On brał udział w spotkaniach towarzyskich, ale trzymał się z boku. Czuć było, że dusza i serce mu się rwie, by działać, zasady jednak zabraniają. I trzymał się zasad – opowiada Amelia Łukasiak, znajoma Stasiaka z NZS, dziś dziennikarka.

Krystalicznie uczciwy, jako wiceprezydent miasta płacił za parkomat nawet wtedy, gdy w strefie płatnego parkowania stawał jego służbowy samochód. – Nie widzę w tym nic dziwnego, skoro jest taki przepis – zżymał się na przyjaciół, którzy czynili z tego przedmiot żartów.

 

 

Zwykle pracował z mężczyznami. Miał nawyk, by zwracać się do nich: „Panowie!”. Jednak po przyjściu do ratusza jako wiceprezydent musiał nadzorować także dyrektora kobietę. Zwyczajowo rozpoczynał więc odprawy utartym zwrotem: „Panowie!” i... wtedy twarz mu zamierała, bo jego wzrok padał akurat na siedzącą przed nim szefową biura polityki zdrowotnej.

Szarmancki, dobrze wychowany, wobec kobiet był szczególnie uprzejmy i delikatny. Witając się z sekretarką, zawsze całował ją w rękę. Gdy do pokoju wchodziła kobieta, podrywał się z miejsca jak na sprężynach. Nigdy nie potrafił kobiecie przerwać, cierpliwie czekał, aby zabrać głos.

Wchodzących do jego gabinetu zdumiewała słuchana muzyka. De Press, ścieżka dźwiękowa z „Władcy pierścieni” czy kapela góralska Trebunie Tutki. I pełen zestaw płyt Jacka Kaczmarskiego. Żadnej komercji.

Do nastroju dopasowywał nie tylko muzykę: także rodzaj tuszu, którym się posługiwał, a nawet język, w którym rozdzielał zadania dla pracowników – oczywiście tylko tych, którzy znali jego poczucie humoru. Zdarzało mu się więc pisać i po francusku, i po łacinie.

Pracował po kilkanaście godzin dziennie. Wychodził zwykle między 21 a 22.

– Nie odczuwaliśmy tego, bo ekipa przy nim się zmieniała – opowiada najbliższy współpracownik Stasiaka Dariusz Gwizdała.

Nie chwalił się osiągnięciami. Doceniali go inni. Gdy rząd Francji uhonorował go wysokim odznaczeniem, podczas uroczystości mówił swobodnie po angielsku i piękną francuszczyzną. W pewnym momencie jeden z tłumaczy się pogubił, on zaś odruchowo przejął jego obowiązki. Speszył się, gdy zobaczył konsternację i zagubienie tego człowieka. Natychmiast zaczął przepraszać za swój niedoskonały francuski i oddał mu głos – opowiada Amelia Łukasiak.

 

 

Z Lechem Kaczyńskim urządzali sobie pojedynki na znajomość Trylogii Henryka Sienkiewicza. Obaj znali ją świetnie i choć Kaczyński był twardym graczem, Władkowi udawało się czasem wygrywać – opowiada jeden z jego przyjaciół.

Miał zwyczaj raz na kwartał organizować prawdziwie męskie wyprawy. W Sudety, Góry Świętokrzyskie, do Puszczy Białowieskiej.

– Wyprawy miały walory krajoznawcze i towarzyskie. Chodziło o to, by w pięknych krajobrazach podyskutować o najlepszych rozwiązaniach dla kraju. Lubił mówić o tym, jak powinno być w Polsce. Państwo go interesowało – opowiada Dariusz Gwizdała.

Na jedną z tych wypraw zaprosił mojego męża. Dostałam stylizowany list w pięknych okładkach: „Przewidujemy zwiedzanie miejsc ważnych, także z punktu widzenia dziejów RP i budowania właściwych postaw urzędniczych. Jednocześnie proszę przyjąć zapewnienie, że zostaną dołożone wszelkie starania, aby zapewnić Panu Dyrektorowi właściwą opiekę podczas tego wyjazdu i aby Pan Dyrektor został dostarczony z powrotem w ręce Łaskawej Pani bez żadnego uszczerbku”. Sekretarka mówiła: „Szczęśliwa matka, która takiego człowieka wychowała”. Mama Władysława Stasiaka mieszka we Wrocławiu.

Wydarzenia
Czy Unia Europejska jest gotowa na prezydenturę Trumpa?
Materiał Promocyjny
Technologia daje odpowiedź na zmiany demograficzne
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Wystartowały tegoroczne ferie zimowe