Czy to faktycznie będzie wielka strata, jeśli nie będziemy mieć rzecznika praw obywatelskich? Taki scenariusz jest prawdopodobny. Nie jest powiedziane, że uda się zdążyć z kolejną turą wyboru RPO, nim minie wyznaczony przez Trybunał Konstytucyjny termin. A nawet jeśli, to może się to skończyć tak samo, jak kończyło się już pięciokrotnie, nie widać bowiem, żeby obóz władzy zamierzał zrezygnować ze stosowania w tej sprawie partyjniackiej logiki.
Możemy zatem skończyć bez rzecznika i bez zmienionej ustawy o rzeczniku, a więc bez osoby pełniącej jego funkcję. Którą zresztą rządzący chcieliby zapewne wyznaczyć sami, więc z deszczu moglibyśmy wpaść pod rynnę.
Niektórzy twierdzą jednak, że tragedii by nie było, bo RPO to w gruncie rzeczy nie jest ważny urząd. Faktycznie – gdyby spojrzeć do konstytucji i ustawy o RPO, rzeczywistych mocy sprawczych rzecznik właściwie nie posiada. Ma, owszem, konkretną kompetencję do wnoszenia spraw przed sądy i trybunały. Poza tym może pytać, domagać się wyjaśnień, apelować i przystępować do postępowań. A jednak nie sposób powiedzieć, że jako urząd nie ma znaczenia, nawet jeśli posiada niemal wyłącznie miękkie kompetencje. Szczególnie w sytuacji, gdy całe państwo jest pod władzą jednej siły politycznej.
Z punktu widzenia zwolennika państwa ograniczonego byłoby lepiej, gdyby urząd ombudsmana był zbędny. Nie ma go ani w USA, ani w Wielkiej Brytanii. To jednak jest możliwe – jak słusznie argumentował jeden z byłych kandydatów i tutejszy felietonista Robert Gwiazdowski – gdy sprawny jest system sądowniczy. W Polsce sprawny nie jest pod wieloma względami.
RPO jest potrzebny, nawet gdyby miał jedynie alarmować. Problem w tym, że oczekiwania co do powodów alarmu są różne. Część opozycji oczekuje, że RPO będzie kontynuował polityczną linię Adama Bodnara i walczył m.in. z reformą sądownictwa, lecz jedynie dlatego, że „łamie konstytucję i gwałci demokrację". Nie zaś dlatego, że uderza w prawa obywateli do sądu i uczciwego procesu. A niestety uderza, by wspomnieć choćby najnowszą nowelizację kodeksu postępowania cywilnego, pozwalającą sędziemu uznaniowo wyłączyć jawność rozprawy. I to powinno być dla RPO motywacją do działania, a nie polityczne interesy części środowiska sędziowskiego.