Na statku może być niebezpiecznie?
Niebezpieczeństwo to część tego zawodu. Ja sam 24 razy uniknąłem tajfunu. Można powiedzieć, że w unikaniu tajfunów jestem już specjalistą. Nieraz zdarzało się walczyć na morzu o życie. Tak było np. wtedy, gdy płynęliśmy do Teksasu, a huragan Sergio spychał nasz statek na wybrzeże meksykańskie.
Z ogromnym trudem udało się nam wtedy wyjść z opresji.
Na statku spędza się długie miesiące, często w międzynarodowym towarzystwie. Czy różnice kulturowe między członkami załogi nie sprawiają kłopotów?
Marynarz, pływając po różnych zakątkach świata, spotyka się z różnicami kulturowymi na co dzień, więc trzeba się do nich przyzwyczaić. Przy odpowiednim podejściu z każdym można się dogadać. Kiedyś w meksykańskim porcie Manzanillo lokalni dokerzy za pół litra żubrówki podmienili dla nas ładunki. Kukurydzę pastewną, którą mieliśmy przewieźć do Japonii, Meksykanie załadowali na statek radziecki, a nam dali przeznaczoną dla Rosjan kukurydzę najlepszego gatunku. Kiedy przybiliśmy do japońskiego portu, odbiorcy tak się ucieszyli, że zaoferowali mi za tę lepszą kukurydzę gejszę na 48 godzin.