Starcie Hamasu z Izraelem może spowodować otwartą wojnę, jak ostrzega Organizacja Narodów Zjednoczonych?
Jako wykładowca na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie pamiętam, jak w przeszłości podobne konflikty wygasały pod presją międzynarodową i wracano do status quo. Tym razem może być inaczej. Jak mówią Amerykanie o trzęsieniach ziemi w Kalifornii: The Big One. W ten konflikt nie są już wciągnięci tylko Palestyńczycy ze strefy Gazy i terytoriów okupowanych, ale też izraelscy Arabowie. Jak w latach 30., gdy starcie miało charakter etniczno-religijny, a nie tylko narodowy. Przy całym okrucieństwie Drugiej Intifady w 2000 roku, tego nie było.
Izrael wie, że pierwsza wojna, którą przegra, będzie też jego ostatnią...
Tu nie ma takiego ryzyka, przewaga strategiczna Izraela jest zbyt duża. Ale też z każdej wojny wychodzi on bardziej osłabiony. Izraelczycy poczuli się pewnie po normalizacji stosunków ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi i Bahrajnem (Porozumienie Abrahama) oraz udanej kampanii szczepionkowej. Wydawało się, że stali się potęgą regionalną nie do ominięcia. A tu nagle doścignął ich konflikt, który uważali za rozwiązany: z Palestyńczykami.
Przeniesienie ambasady USA do Jerozolimy przez Donalda Trumpa okazało się zatrutym prezentem, który podsycił napięcie, zamiast je rozładować?