Nieważne, czy za czasów swoich wielkich triumfów w latach 70. i na początku lat 80., czy w czasach współczesnych, Lauda po prostu nie pasował do otoczenia. Gdy jego rywale wiedli radosne życie zarabiających krocie gwiazdorów, Austriak skupiał się na pracy nad sobą i samochodem.
Przydomek Szczur nadano mu z powodu charakterystycznego uzębienia, ale równie dobrze mógłby sobie nań zasłużyć inteligencją i skłonnością do chadzania własnymi ścieżkami. Nie bał się też szczerze mówić tego, co myślał – dlatego nie pasował do świata uczesanej i wytresowanej Formuły 1, w której należy być politycznie poprawnym i posługiwać się korporacyjną nowomową.
Wbrew rodzinie
Lauda nie zginał karku przed żadnym autorytetem. Bojowy chrzest zaliczył jeszcze za młodu: rodzina nie chciała słyszeć o wyścigowej karierze, a on stanął okoniem. „Nazwisko Lauda ma pojawiać się na finansowych stronach gazet, a nie sportowych" – grzmiał jego dziadek, zamożny wiedeński przemysłowiec Hans Lauda.
Gdy dowiedział się, że przedsiębiorczy wnuk zamierza zaciągnąć kolejny kredyt na finansowanie wyścigowej pasji, osobiście interweniował u dyrektora banku. Wówczas Niki ostatecznie zerwał więzi z rodziną, zastawił w innym banku swoją polisę na życie i nadal pędził w stronę F1.
Początkowo musiał płacić za starty w słabych zespołach – najpierw w March, następnie w BRM. Przed sezonem 1973 mógł się pochwalić jedynie rosnącym zadłużeniem i brakiem perspektyw na sfinansowanie sezonu w barwach BRM. Zorganizował jednak spotkanie szefa zespołu Louisa Stanleya i przedstawiciela udzielającego mu pożyczki banku. Bariera językowa sprawiła, że Lauda musiał wystąpić w roli tłumacza – i tak pokierował rozmową, iż Stanley nabrał przekonania, że kierowca ma zapewniony budżet na cały sezon.